- O czym ty mówisz?

naprawy. Radzili, abym ją wymienił. Na twarz sprzedawcy powrócił wyraz samozadowolenia i pewności siebie. Jego oblicze wyglądało jak miniaturowe słońce, promieniało radością i szczęściem. —Teraz ma już pan problem z głowy. Z tym modelem na pewno uplasuje się pan w czołówce. To koniec pańskich zmartwień, pa- nie... — Sprzedawca zawiesił głos. — Jak pana godność? Na kogo wystawić mam rachunek? Bobby i Jean obserwowali zafascynowani, jak pracowni- cy wnoszą do salonu olbrzymią skrzynię. Stękając i pocąc się, ustawili ją na podłodze i z ulgą się wyprostowali. — Dobrze — stwierdził lakonicznie Tom, — Dziękuję. — Drobiazg, proszę pana. — Dostawcy energicznie ru- szyli do wyjścia, hałaśliwie zamykając za sobą drzwi. — Tatusiu, co to jest? — szepnęła Jean. Brat i siostra stanęli przy wielkiej skrzyni. Oczy mieli szeroko otwarte ze zdumienia. — Za chwilę zobaczycie. — Tom, oni dawno powinni być w łóżkach — protesto- http://www.revelare.pl/media/ Rose wskazała na żółtą suknię rozłożoną na łóżku. - Co pani o niej sądzi? Mama uważa, że żółty to mój kolor, ale panna Brookhollow zwykle polecała mi niebieski, jako bardziej stonowany. - Zobaczmy niebieską. Pokojówka dosłownie zniknęła w obszernej szafie i po chwili zjawiła się z jeszcze żywszą wersją osławionej pawiej sukni. - Hm. Mogę rzucić okiem na inne stroje. - Och, wiedziałam, że będzie nieodpowiednia - powiedziała Rose żałosnym tonem, wyginając usta w podkówkę. W jej oczach zalśniły łzy. Alexandra spojrzała na pokojówkę. - Możesz nas zostawić same na kilka minut? - Oczywiście, proszę pani. - Służąca dygnęła i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

sposób od razu wyeliminuje pan te, których akcent się panu nie podoba. Zmrużył oczy. - Proszę iść do mojej kuzynki. Oddaliła się pospiesznie, nim zdążył wymyślić ciętą ripostę. Kiedy podeszła do Rose i obejrzała się, już go nie było. Ostrzegał ją wcześniej, żeby nie igrała z ogniem, lecz ona nadal się z nim drażniła, choć doskonale wiedziała, jakie mogą być konsekwencje. Widocznie Sprawdź nie lubił Glorii i nie próbował nawet ukrywać swojej antypatii. Ona też za nim nie przepadała, wolała więc unikać wizyt. Wysiadła z wozu i wbiegła na odrapaną klatkę schodową. Już pod drzwiami Sweeneyów usłyszała odgłosy awantury - to kłócili się rodzice Liz. Usłyszała swoje imię. I imię Liz. Potem płacz. Wzięła głęboki oddech i zapukała. Kłótnia urwała się raptownie, drzwi uchyliły i w szparze pojawiła się zapłakana twarz przyjaciółki. - To ja - szepnęła Gloria. Liz wyślizgnęła się na korytarz, zamykając drzwi za sobą. Padły sobie w ramiona i objęły się mocno. Dopiero po tym smutnym powitaniu Gloria spojrzała w znękaną twarz przyjaciółki: zaczerwienione, zapuchnięte od płaczu oczy, czerwona pręga na policzku. Ojciec ją uderzył. Ze ściśniętym gardłem ujęła jej dłonie. - Kiedy nie przyszłaś na lunch, poszłam do sekretariatu. Siostra Marguerita powiedziała mi, że cię wyrzucili. Nie mogłam uwierzyć. Co się stało? - To było okropne. - Liz zaczęła płakać. - Co ja teraz zrobię? Nigdy jeszcze nie widziałam ojca tak wściekłego. Mama dostała histerii. Nie chcę wracać do swojej starej szkoły. Gloria też się rozpłakała. - Jak mogli cię wyrzucić? Miałaś najlepsze stopnie. Liz otarła wierzchem dłoni łzy spływające po policzkach.