- Ale ja chcę.

myślą inni pracownicy hrabiego i co mówią w swoim gronie. - Dobrze się czujesz? - zapytała Rose. Drgnęła. - Tak. - Całe szczęście, bo chyba bym zemdlała, gdybym musiała iść do Howardów bez ciebie. Alexandra usiadła obok niej. - Nie bój się, Rosę. Lord Kilcairn twierdzi, że to będzie skromne przyjęcie. Poza tym nikt się nie zdziwi, że jesteś trochę zdenerwowana. Jeśli znajdziesz się w kłopotliwej sytuacji, zerknij na mnie. Będę blisko i razem doskonale sobie poradzimy. Nie wyraziła na glos swoich obaw co do jednej bardzo ważnej kwestii: pani Fiony Delacroix. Hrabia obiecał, że się nią zajmie, ale jego uwagi zwykle rozdrażniały ciotkę, zamiast ją uspokoić. Nie chciała jednak dawać Rose kolejnego powodu do niepokoju, więc zachowała milczenie, licząc na to, że lord Kilcairn dotrzyma słowa. Czekał już na dole w holu, kiedy razem z Rose zeszła po schodach. Nagle uświadomiła sobie, że sama jest zdenerwowana. Cały wieczór będzie musiała spędzić w jego towarzystwie. Obawiała się, że przy pierwszej sposobności hrabia zacznie z nią rozmawiać o ich pocałunku. Zmówiła krótką modlitwę, żeby nic mu się nie wyrwało w obecności krewnych lub przyjaciół. Nie zachęcała go, ale również nie opierała się tak zdecydowanie jak lordowi http://www.logopedawarszawa.info.pl/media/ - Ja też - zapewniła, czując pieszczotę jego dłoni na plecach i biodrach, pocałunki składane na całym ciele. Objęła go za szyję i przylgnęła do niego całą sobą. Pragnęła, by ta chwila trwała wiecznie. Bryce przytrzymał jej nogi na swoich biodrach, obrócił się i zagłębił się w niej z jeszcze większą mocą. Czuła w sobie każdy jego ruch. Świat przestał istnieć. Ważne były tylko powracające fale rozkoszy. - Klara! - krzyknął, osiągając kolejny orgazm. Dziewczyna mimowiednie powtarzała jego imię. Na rzęsach czuła łzy szczęścia. Bryce spostrzegł to i mocniej ją przytulił. Przez chwilę pomyślała, że to się musi zaraz skończyć. Teraz jednak nie była w stanie powstrzymać żywiołu, któremu się poddała. Bryce uniósł głowę i spojrzał na nią. - Wszystko dobrze? - spytał. - Cudownie - odparła, przesuwając palcem po jego wargach. Pocałował jej dłoń, zdając sobie sprawę, iż nie potrafi ująć w słowa tego, co przeżywa, ani tego, co właśnie między nimi zaszło. Chciał, żeby tak było już zawsze. Klara leżała na jego piersi, czekając, by świat przestał wirować. Czuła, że Bryce gładzi ją po plecach. Była tak szczęśliwa, że aż ją to przerażało. Po chwili Bryce zaczął pieścić jej włosy, a ona leżała bez ruchu, delektując się przyjemnością. - Nie jestem za ciężka? - Skądże - odparł i roześmiał się.

Pani St. Germaine postąpiła krok, wpijając w nią lodowate spojrzenie. - Nie? - Nie - powtórzyła słabo. - Przysięgam. - Powiedz nam zatem, jak było, Liz - zachęciła Hope z zimnym uśmiechem. - Nie chcemy rzucać nieusprawiedliwionych oskarżeń pod twoim adresem. Liz poczuła, że robi się jej niedobrze. Gorzko żałowała, że zgodziła się pomóc Glorii. Wolałaby o niczym nie wiedzieć, nie mieć pojęcia, co Gloria i Santos robili tamtej nocy. Zaprzeczyć swojemu udziałowi w całej sprawie. Skłamać. Gzuła jednak, że Hope St. Germaine i tak wie o wszystkim. Jeśli przyłapie ją na kłamstwie, Liz pogorszy swoją i tak już niewesołą sytuację. Sprawdź - Czerwienisz się - stwierdził, wpijając w nią oczy. - Nie musisz mi tego mówić. Sama wiem. Można się rumienić z różnych powodów. Czy ty zawsze potrafisz nad sobą zapanować? Wybuchnął śmiechem. - Z wiekiem coraz lepiej sobie radzę, choć różnie bywa. Uprzedzam jednak, że ten temat może się okazać niebezpieczny. Ukłuła się igłą w palec. - Jesteś nieznośny. - A ty bardzo podniecająca. - Uśmiechnął się szeroko. - Powiesz mi wreszcie, o czym rozmawiałyście z Rosę, czy będziemy się kochać? Doskonale zdawała sobie sprawę, że jego siła perswazji przewyższa jej siłę woli, zwłaszcza jeśli pragnęła tego samego co on. - Jest ci bardzo wdzięczna. Czego się spodziewałeś?