Chłopiec zacisnął zęby, syknął.

i prowadziła w stronę domu. Można było mieć pewność, że gdy tylko zostanie na- kryte do kolacji, w drzwiach frontowych pojawi się Niania, która brzęcząc i stukocząc, zacznie przynaglać swoich pod- opiecznych, aby się pospieszyli. W samą porę! Jeszcze tyl- ko szybko do łazienki, umyć twarz i ręce. A w nocy... Pani Fields chwilę milczała, marszcząc nie- znacznie brwi. W nocy... — Tom? — zwróciła się do męża. — O co chodzi? — pan Fields podniósł głowę znad ga- zety. — Chciałam z tobą o czymś porozmawiać. To dziwna sprawa, czegoś tu nie rozumiem. Naturalnie nie znam się na urządzeniach mechanicznych. Ale wiesz co, w nocy, gdy wszyscy śpią i w domu panuje cisza, Niania... Dobiegł ich jakiś hałas. — Mamo! — Jean i Bobby wpadli do pokoju, twarze mieli zarumienione z przejęcia. — Mamo, ścigaliśmy się z Nianią przez całą drogę do domu i wygraliśmy! — Udało się nam — powiedział Hobby. — Pokonali- https://pogromcycen.pl - Roześmiała się, widząc kwaśny grymas na twarzy syna. - Wiem, jesteś zbyt dorosły na pieszczoty. Podeszła do niego i ucałowała go w czubek głowy, po czym przeczesała palcami włosy. - Znasz zasady? Santos wzniósł oczy do nieba. - Rany, co wieczór to samo. - Nie bądź taki mądry. Powtórz, co masz robić. - Zamknąć drzwi na łańcuch - zaczął z rezygnacją. - Nikomu nie otwierać. Choćby przyszedł do nas sam Pan Bóg. Matka stuknęła go lekko w głowę. - I nie wychodzić z mieszkania, chyba żeby wybuchł pożar. - Jasne. - Nie patrz tak na mnie. To nie żarty. Po ulicach kręci się pełno łobuzów. Już nie wiem, kogo bardziej się bać: ich czy urzędników. Merry, dziewczyna z klubu, opowiadała, że zabrali jej synka. Ci z opieki społecznej odkryli, że zostawia

dzieci, rodzinę, naszą rodzinę... Nie było mu łatwo tego słuchać. Z jednej strony chciał spełnić jej pragnienia, nawet obiecać więcej, niż mógł. Czuł się z nią dobrze. Bardzo dobrze. Cenił ją, szanował, podziwiał. Ale nie kochał. I nie chciał skrzywdzić. Odkaszlnął. - Sam nie wiem, czego chcę, Liz. Nie jestem pewien, czy... czy tego samego co ty. Zobaczył łzy w jej oczach i przez moment pożałował swoich słów. - Dobrze, Santos. Rozumiem. I proszę cię tylko o jedno... Musisz podjąć decyzję. Niekoniecznie teraz. Wiem, że nie jest ci lekko, ale chciałabym, żebyś wziął to pod uwagę. Santos... pomyśl o nas... - Położyła dłonie na jego ramionach. - Myślę, że moglibyśmy być szczęśliwi, ułożyć sobie życie, we dwoje. Nie od razu, ale muszę wiedzieć, że kiedyś tak będzie... Kocham cię – powtórzyła i pogłaskała go delikatnie po policzku. - Wiem, że twoje uczucia nie są aż tak głębokie, ale myślę, że to się zmieni. Nie walcz z uczuciami, Santos. Obiecuję, że cię nie skrzywdzę. I że zawsze będę twoja. Na pewno wszystko się ułoży i będziemy... szczęśliwą rodziną. Sprawdź łypać na mnie groźnie. - Tak, Robert to porządny człowiek. - Ale wczoraj bardzo wcześnie opuścił przyjęcie. Mama twierdzi, że wyglądał na zdenerwowanego. Do diabła, ta jędza wciąż intryguje. Trzeba położyć temu kres. - Zdaj się na mnie. Ale musisz dać mi słowo, Rose, że jeśli Robert poprosi cię o rękę, przyjmiesz jego oświadczyny. Nawet jeśli twoja matka będzie wolała, żebyś wyszła za mnie. - Dasz mi odpowiedni posag? - Bardzo hojny. - W takim razie zgoda. Lucien wypuścił powietrze z płuc. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że wstrzymuje oddech. - Doskonale, tylko pamiętaj, że na razie nasza umowa musi pozostać tajemnicą.