- Kto...? Kto w końcu zadzwonił na policję?

lepsze dla zdrowia. Richard Mann uśmiechał się do niej czarująco. Miał na sobie czarne dżinsy i czarny golf, przez co jego sylwetka rozmywała się trochę w zapadającym zmierzchu. Brązowe włosy ufarbował na blond, podobnie jak brwi i rzęsy. Efekt był zdumiewający – z młodego konserwatysty zamienił się w gwiazdę rocka. Rainie rozumiała, co to znaczy. Richard nie zamierzał dalej odgrywać roli psychologa szkolnego w Bakersville. Tutaj została mu jeszcze tylko jedna sprawa do załatwienia. – Zaglądałem pod werandę – powiedział. – Czemu go przeniosłaś? – Miałam swoje powody. – Odwiedziłaś dzisiaj Danny’ego, prawda? Teraz już na pewno wiesz, że możesz mi się zwierzyć. Właściwie jestem chyba jedyną osobą w tym mieście, która potrafi cię naprawdę zrozumieć. – Jesteś obrzydliwym, nienormalnym draniem, Richardzie. A ja jestem gliną. Niczego nie rozumiesz. Roześmiał się, autentycznie rozbawiony. – Naprawdę w to wierzysz, Rainie? Sprytnie. Co jeszcze sobie wmówiłeś, żeby móc dalej żyć? Bardzo mnie to ciekawi. Prawie tak bardzo jak ta sprawa z piwem. Obserwuję cię od wielu miesięcy i muszę się dowiedzieć. Kiedy wylewasz piwo przez poręcz werandy, co wtedy mówisz? – Nie twoja sprawa. http://www.zdrowezeby.com.pl Nie - pomyślała - on nie może się mylić! - Byle nie kolejne moralitety ze strony najsroższego profesora na uczelni. Jej świat się rozpadał i teraz, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebowała, żeby bogowie jej życia nadal pozostali bogami. - Ja pierwszy stwierdziłem, że źródłem pani napadów niepokoju jest stres - powiedział doktor Andrews. - Moja siostra zmarła i to miało sens. - Ale teraz mamy dodatkowe dane. Proszę zastanowić się nad tym, co powiedział pani ojciec. Ktoś wziął na cel państwa rodzinę. Planował to przynajmniej od dwóch lat. - Tak. - Spojrzała na niego pytająco, a potem nagłe zaskoczyła. Krew odpłynęła jej z twarzy. Nie. Nie! Nie!! - Moje wrażenie, że ktoś mnie obserwuje?! Myśli pan... że to on?!

Tristan przytaknął z zadowoleniem. Wydawało się, że chce iść dalej, i właśnie wtedy Bethie powiedziała coś, co zaprzeczyło jej wcześniejszym słowom. - Chyba nie czujesz się... jakoś inaczej? - Słucham? - Wpadliśmy na siebie całkiem przypadkowo - ciągnęła pośpiesznie - Sprawdź - Pomyśl, Glenda - ciągnął z uporem Quincy. - Jesteś mądrą i inteligentną agentką. Podobnie jak ja. Miałbym stworzyć taki skomplikowany plan, a potem wykorzystać własny papier listowy do zamówienia ogłoszeń? Miałbym dokonać takiego brutalnego morderstwa w Filadelfii, a potem napisać wiadomość własnym charakterem pisma? A w ogóle po co miałbym dokonać tych zabójstw? Co bym na tym zyskał? - Może chciałeś się pochwalić? Może miałeś dość codziennej roboty? - Od lat nie pracowałem w terenie. 222 - Może to ci się nie podobało? - I po to zaszlachtowałbym własną rodzinę? Piętnaście minut, Glenda. Proszę cię, uciekaj z mojego domu. Błagam! Uciekaj z mojego domu! - Nie mogę - wyszeptała.