Nic nie mów, idioto, bierz ją na ręce i nieś do sypialni!

- Przepraszam, ale czy Wasza Wysokość planuje zabrać ich do Renouys? - Skąd ci to przyszło do głowy? - Tak sobie myślę, że może Wasza Wysokość chciałby mieć ich u siebie. I to jest właśnie problem ze starymi służącymi, pomyślał Mark. Wydaje im się, że mają prawo wtykać nos w nie swoje sprawy. Dominik doskonale pamiętał go jako berbecia w krótkich spodenkach, dlatego chwilami zapominał o oka¬zywaniu Markowi szacunku należnego władcy kraju. - Panna Tamsin zostanie tutaj. - Wasza Wysokość też powinien. - Nie, mój dom jest w Renouys. Gdy tylko uporządkuję wszystkie sprawy, które zaniedbał Jean-Paul, wyjeżdżam. - Zawsze stąd rządzono krajem - powtórzył z uporem kamerdyner. - Już podjąłem decyzję - uciął szorstko Mark. Od chwili śmierci Jeana-Paula czuł się jak schwytany w pułapkę. Musiał zapewnić sobie choć minimum wolności, inaczej zwariuje. - Panna Ingrid na pewno nie będzie miała... - Panna Ingrid nie ma tu nic do rzeczy, i przestań mnie wreszcie wypytywać! Twarz kamerdynera przybrała wyraz urażonej niewin¬ności. - Ja? Wypytywać? Waszą Wysokość? Gdzieżbym śmiał! Mark tylko się uśmiechnął i spojrzał na zegarek. - Monsieur Lavac przyjdzie o dziewiątej, powiadasz...To jeszcze jest trochę czasu. Czy panna Ingrid zeszła już na śniadanie? - Nie, Wasza Wysokość. - Och, co za szkoda... W takim razie chyba pójdę na mały spacer. - Świetny pomysł. Południowy stok jest bardzo przy¬jemny o tej porze dnia - zgodził się Dominik i odwrócił głowę, by ukryć chytry uśmieszek. Mark wziął prysznic w rekordowym tempie, wskoczył w dżinsy, włożył koszulę i sięgał właśnie po buty, gdy nie¬oczekiwanie powodowany nagłym impulsem postanowił wyjść z zamku boso. Szybko tego pożałował. Alejka między marmurowymi schodami a trawnikiem była wysypana żwi¬rem, który boleśnie wbijał mu się w stopy. Mark skrzywił się mimo woli, a Tammy roześmiała się na ten widok. http://www.wroclawsegreguje.pl/media/ Nie mogła jednak zaprzeczyć, że ta właściwie absurdalna grzeczność była całkiem przyjemna... Nawet bardzo, po¬nieważ dzięki temu Mark znalazł się tuż przy niej. Jego dłoń niechcący musnęła jej nagie ramię, a suknia zaszele¬ściła, ocierając się o jego spodnie... Zrobiło się jej gorąco. - Nie musisz myśleć o tym, na co ja miałbym ochotę - odparł. - Od jutra będziesz jadać sama, ja wracam do domu. A ten znowu swoje! W jednej chwili ogarnęła ją zimna furia. - W Australii nawet słowem nie zająknąłeś się na ten temat. Celowo wprowadziłeś mnie w błąd. - Wcale nie. Planowałem zamieszkać tu z Henrym, ale wszystko się zmieniło. - Co się zmieniło? - Ty. - Przyglądał się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Ty - powtórzył. - I ja. - Nie rozumiem - szepnęła, próbując zyskać na czasie. Myślała z największym trudem i ledwo oddychała, ponieważ Mark wciąż stał tuż przy niej. - Sama powiedziałaś, że nie możesz mieszkać ze mną pod jednym dachem. Niechże on się odsunie, bo ona naprawdę nie może się skupić na tym, o czym rozmawiają! Stał zdecydowanie za blisko! - Bo to prawda. Potrzebuję własnej przestrzeni ży¬ciowej. - Ja też!

- Gdyby pani czegoś potrzebowała, proszę wezwać służbę - powiedziała pani Burchett. - Normalnie wysy¬łam którąś z dziewcząt, ale dzisiaj sama będę do pani dys¬pozycji. Tammy podjęła decyzję. Ingrid niecierpliwiła się - Mark zostawił ją samą w sa¬lonie. Do czego to podobne? - Gdzie byłeś tak długo? - spytała, ledwo zszedł na dół. - Poszedłem zaprosić pannę Dexter na kolację, a potem jeszcze na kilka minut zatrzymał mnie Dominik, dlatego trochę to trwało. Panna Dexter pewnie zaraz zejdzie. - Żartujesz. Nie odmówiła? Nie przypuszczałam, że taka osoba... Sprawdź ROZDZIAŁ PIĄTY Spojrzała na niego takim wzrokiem, jakby postradał rozum. - A dlaczego miałabym jechać do Broitenburga? Mark uśmiechnął się tak, że jedna odpowiedź nasunęła się sama. Dla samego tego uśmiechu byłoby warto... - A dlaczego nie? To przepiękny kraj, choć niewielki. Tam jest wszystko! Góry, jeziora, zamki. Turyści są zachwy¬ceni, każdy chciałby u nas zostać na stałe. Tobie też będzie dobrze. - Nie sądzę. - Skąd wiesz, skoro nawet nie spróbowałaś? - Pracuję w Australii, a ponieważ kocham mój zawód, nie mogłabym go porzucić. - Akurat ty możesz pracować wszędzie. - Mark przy¬glądał się jej badawczo. - Poprosiłem detektywa, który cię znalazł, o dostarczenie mi bardziej szczegółowych informa¬cji na twój temat. Dzwonił niedawno. Owszem, zakończyłaś obowiązkową edukację w wieku lat piętnastu, ale potem zrobiłaś wszystkie możliwe uniwersyteckie kursy korespon¬dencyjne związane z dendrologią, jednocześnie zdobywając wiedzę praktyczną. Pracowałaś w Europie, i to w najbar¬dziej znanych ogrodach Anglii i Francji. Byłaś asystentką największych sław w swojej dziedzinie, a w końcu sama stałaś się niekwestionowanym ekspertem. Mogłaś pracować wszędzie, za każde pieniądze, a tymczasem zaszyłaś się w buszu. Dlaczego? - Bo mam tam ciszę i spokój. Nie jestem zbytnio to¬warzyska. - Tammy, mogę ci zapewnić zarówno spokój, jak i pracę. Jednego i drugiego będziesz miała pod dostatkiem. Mój zamek jest położony pośród lasów tak pięknych, że pięk-niejszych nie znajdziesz chyba nigdzie.