usta, oczy wyszły jej z orbit, po chwili ciało zareagowało, zaczęła się rzucać, oddychała

Otwieram księgę powoli i przechodzę do mojej ulubionej części – Bożego Narodzenia. Jennifer siedzi w wielkim fotelu, Rick stoi za nią, władczym, zaborczym gestem kładzie jej rękę na ramieniu. W kącie stoi jasno oświetlona choinka, Kristi, bobas z szerokim uśmiechem i krzywą kokardką we włosach, siedzi na kolanach matki. – Wiem, do świąt jeszcze daleko, ale pomyślałam, że ci pokażę. Kładę album na podłodze, poza jej zasięgiem, po mojej stronie prętów. Patrzy z pogardą ale widzę, że fasada pęka. Patrzy na zdjęcia, wyczuwam w niej strach i gniew. – Co to jest? – pyta ledwie słyszalnym szeptem. Album zadziałał. W końcu. – Skąd to masz? – Żebyś miała o czym myśleć – mówię. – Po co? – Żebyś na własne oczy zobaczyła, do jakiego stopnia twój mąż miał obsesję na punkcie pierwszej żony. Uważam, że przed śmiercią każdemu należy się objawienie. – Uśmiecham się. – Wiesz, to tylko kwestia czasu. Jest w szoku, a ja sięgam do torby i wyjmuję aparat fotograficzny. Szybko naciskam spust i utrwalam jej minę. Boskie zdjęcie. – Twojemu mężowi na pewno się spodoba – mówię, patrząc na fotografię. – Na pewno. – A potem, ze smakiem zwycięstwa na ustach, pakuję swoje rzeczy i wracam na górę. Niech duma o ponurej przyszłości. http://www.tworzywa-sztuczne.info.pl/media/ czasem, ale leżą w porządku chronologicznym – bardzo mi na tym zależało. Zdjęcia Bentza. Artykuły o nim. Całe jego życie w policji zachowane na papierze. Oto zdjęcie z miejsca zbrodni. Detektyw Bentz stoi tuż za żółtą taśmą i rozmawia z dwójką funkcjonariuszy. W oddali widać dom, w którym naleziono zwłoki. Ale mnie nie interesuje uroczy bungalow z werandą oplecioną powojem. Nie patrzę na ślady krwi widoczne na stopniach. O, nie. Koncentruję się na Bentzu. Na tym przystojnym sukinsynie. Na tym zdjęciu widać go z profilu. Ma ostre, szorstkie rysy, zaciska zęby, usta wykrzywia w gniewie. Wieczny twardziel. Akurat. – Bydlak – mówię cicho.

Myśli wirowały jej w głowie, urwane wizje rodziców w domu; jeszcze nie wiedzą, że już nigdy jej nie zobaczą, i babcia w Santa Barbarą, i jeszcze Kurt, jej niby chłopak... Oczy uciekły jej pod czaszkę, płuca daremnie domagały się tlenu, wola życia uciekała z bezwładnego ciała. Ręce i nogi były ciężkie jak z ołowiu. Marzyła tylko o jednym – hauście powietrza. Nie mogła już walczyć, nie zdołała zachować przytomności. Ręce jej opadły i jak przez mgłę czulą, że napastnik pozwala jej się osunąć na betonową Sprawdź ale tu, we własnym domu. Być może tamte spotkania, w miejscach publicznych, to tylko przypadkowe zderzenia z osobą do niej podobną, ale dwa razy w szpitalu i tu, na podwórzu – to co innego. Niełatwo uznać to za grę świateł. Czy kobieta, którą widział na skraju lasu, to produkt jego wyobraźni? Tłumionych marzeń? Efekt uszkodzonych synaps w niesprawnym mózgu? Kto to wie? – Weź się w garść. Zagwizdał na psa, wszedł do domu, wziął prysznic, ogolił się, zerknął na atlas i obiecał sobie, że poćwiczy po południu. Dzisiaj chciał pojechać do miasta i błagać Jaskiel o powrót do pracy, za wszelką cenę musiał się wyrwać z tego przytulnego domku. Wziął ze sobą laskę. Melinda Jaskiel poprosiła o sześć tygodni – połowa tego czasu już minęła. Nie mógł dłużej czekać. Musi przekonać szefową, że jest gotów do pracy, przynajmniej w niewielkim wymiarze godzin. Akurat wsiadał do dżipa, nie zwracając uwagi na ból w plecach, gdy