- Nie nadąŜasz za swoimi kobietami? - zapytał chichocząc Jake.

- Wolę Willow. Scott zmrużył oczy, co Willow odebrała jako oznakę niezadowolenia, ale nim miała czas pożałować swojej decyzji, jej pracodawca uśmiechnął się szeroko. - W takim razie nalegam, byś również zwracała się do mnie po imieniu. Od tej pory mów do mnie Scott. Gdy za Camryn i jej szwagrem zamknęły się drzwi, Willow udała się na górę, by zobaczyć, co robią jej podopieczni. W pierwszej kolejności zajrzała do dwójki młodszych dzieci, ale obydwoje spali. Gdy weszła do pokoju Lizzie, zastała ośmioletnią dziewczynkę siedzącą po turecku na łóżku i pogrążoną w lekturze. Lizzie uniosła głowę na widok niani, lecz tylko zmarszczyła R S czoło, okazując swoje niezadowolenie, i z powrotem zajęła się czytaniem. Willow nie zamierzała się tak łatwo poddawać. - Co czytasz? - spytała przyjaźnie. - Książkę - padła odpowiedź. - To widzę. - Willow zauważyła na podłodze podarty papier http://www.topfakty.pl Zesztywniał. - Kierujesz swój gniew na niewłaściwą osobę, Glorio. Nic nie zmieni faktów. To nie ja cię krzywdzę, oboje dobrze o tym wiemy. Zakryła dłonią oczy. To nieprawda. To nie może być prawda. - Przyniosłem... dowody. Mam zdjęcia. Ale nie chciałbym, żebyś je oglądała. - Ścisnął ją za ramię, zmuszając, żeby na niego spojrzała. - Po prostu mi uwierz, Glorio. Tak będzie lepiej. - Zdjęcia? - powtórzyła z płaczem. - Jakie zdjęcia? Wskazał na kopertę, która leżała obok krzesła. - Robichaux miał teczki wszystkich klientów. Notował każdą transakcję, datę i rodzaj dostarczanej... usługi, wraz z kosztami. Teczka twojej matki zawiera wpisy od roku 1970. Kiedy ona sama miała trzy lata. Kiedy ojciec jeszcze żył. Boże... Żołądek podszedł jej do gardła. To nieprawda. To niemożliwe. W kilku krokach znalazła się obok krzesła i rozerwała kopertę. - Glorio! - Santos wyciągnął rękę, próbując ją powstrzymać, lecz zdążyła się odsunąć. - Kochanie, proszę, po prostu mi uwierz. Kiedy zobaczysz te zdjęcia... Kiedy je zobaczysz, już nigdy... - Nic nie mów! - Oddychała głośno, była na granicy histerii. - Nic już do mnie nie mów! Nie chcę z tobą więcej rozmawiać!

- Nie obchodzą mnie zamiary panny Stoneham - Oriana wzruszyła ramionami. - Jestem pewna, że poczuje się najlepiej w roli, jaką dla niej planujesz. - Bądź ostrożna, siostrzyczko. Chodzą słuchy, że Lysan¬der nie jest dobrą partią. Popatrz tylko na tę posiadłość. Alexander musiał popaść w olbrzymie długi. Tylko jednej nocy przehulał u Watiera dobre sześć tysięcy, byłem tam i widziałem. - Niepokoi mnie ta panna - ciągnęła Oriana, nie bacząc na jego słowa. - Jest taka dobra i uczynna. Nie znoszę tego rodzaju cukierkowych istot i z prawdziwą przyjemnością ujrzę jej upadek. - W porządku - uśmiechnął się Mark. - Powiem ci, co zamierzam zrobić. - W kilku słowach wyjaśnił swój plan. - Ale czy ona się zgodzi? - wątpiła Oriana. - Może się po prostu poskarżyć lady Helenie. - Nie sądzę. Doskonale zdaje sobie sprawę, że wejście Arabelli do towarzystwa zależy od jej dobrego zachowania. Nie zechce tak ryzykować. Sprawdź - To proste imię. Tylko jedna sylaba. - Ruchem głowy wskazał na rozłożoną na stole krzyżówkę. - Jego wypowiedzenie stanowczo nie przekracza możliwości młodej, zdolnej kobiety, która potrafi rozwiązać krzyżówkę z „New York Timesa". - Dobrze pan wie, że nie chodzi o samo słowo, lecz o fakt, że jestem w Summerhill nianią, a pan moim szefem. - A nie mogłabyś raczej patrzeć na mnie jak na sprzymierzeńca, a nie szefa? Bez względu na to, co będzie się działo między tobą a dziećmi, jestem po twojej strome. Musimy stworzyć wspólny front, a zwracanie się do siebie po imieniu mogłoby to jedynie ułatwić. Co ty na to? - Być może. Ale nie potrafię się do pana inaczej zwracać, doktorze Galbraith.