Tamizie. W przeciwnym razie przez cały dzień rozmyślałby o guwernantce swojej kuzynki.

- Prawdziwy ze mnie diabeł. - Jest pan podły. Dodanie do opisu paru cech nie zmieni samego faktu. Lucien zmierzył ją wzrokiem. Znowu zaczęło go ćmić w skroniach. Prawdopodobnie przez całą jazdę do domu zastanawiała się nad tym, co mu powie. - Dlaczego uważa mnie pani za podłego? - spytał, odstawiając kieliszek. Był bardziej ciekawy odpowiedzi, niż się przed sobą przyznawał. - Po pierwsze, wciąż pan obraża i poniża swoje krewne. Uniósł brew. - Są jeszcze inne zarzuty? - Tak. - Wyprostowała się i przeszyła go wzrokiem. - A mówię to tylko dlatego, że prosił mnie pan o naukę manier. - Istotnie. Proszę mówić dalej. - Panie Delacroix właśnie straciły najbliższą osobę, a pan nie okazuje im najmniejszego współczucia. Przerażający brak wrażliwości. - Mieszkają pod moim dachem, prawda? - zauważył, pochmurniejąc. - Dzięki świstkowi papieru, a nie pańskim uczuciom, co wyraźnie dał pan im do zrozumienia. Czy w ogóle złożył im pan kondolencje? Lucien zacisnął szczęki. Wiedziała, jak argumentować, do licha, ale nie pozwoli jej zapędzić się w kozi róg. - Zapłaciłem za pogrzeb. http://www.ta-medycyna.org.pl/media/ - Zatem według pana istnieje dobra kandydatka na żonę? Balfourowi zadrgał mięsień na policzku. - Dobra do czego? Nie wyjaśniła pani tego szczegółu. - Oczywiście żeby zostać pańską żoną, towarzyszką, matką pańskich dzieci... - Dziecka - sprostował. - Jedno wystarczy. I nie potrzebuję towarzyszki życia. To by znaczyło, że sam sobie nie wystarczę, że czegoś mi brakuje. - Bo tak jest. - Tylko jeśli chodzi o rodzenie dzieci, moja droga. Alexandra przez chwilę mierzyła go wzrokiem. - Pan mnie prowokuje. Dyskusja nie jest uczciwa, jeśli wygaduje pan takie rzeczy tylko po to, żeby mnie zbić z tropu. - Zapewniam panią, że mówię poważnie. Jedyne co mnie rozprasza, to pani. - Ale według pana nie nadaję się do niczego poza rodzeniem dzieci...

Wpadł do domu i od razu popędził do sali balowej, w której trwały intensywne przygotowania. Stanąwszy w progu, ryknął: - Wszyscy precz! Alexandra popatrzyła na niego zaskoczona, próbując odgadnąć przyczynę wściekłości. - Co się stało, milordzie? W drugich drzwiach natychmiast zjawił się kamerdyner i zaczął wyganiać z sali służbę Sprawdź - Tak, lecz nawet moja rodzina nie była wtajemniczona. - A więc porzuciłaś rodzeństwo, by zostać szpiegiem. Manipulowałaś ludźmi, mną również - stwierdził z obrzydzeniem. - Dobrze wiesz, że ciebie to nie dotyczyło. Próbowałam ratować swoje życie. Mark Faraday miał większe doświadczenie niż ja, mógł mnie odszukać, gdyby wiedział, że mu zagrażam. Zabiłby mnie. - Skąd ta pewność? - Bo ja zrobiłabym to samo na jego miejscu - rzuciła. Bryce znieruchomiał. - Nie mogę uwierzyć, że tak ważną sprawę trzymałaś przede mną w tajemnicy. - Niczego nie podejrzewałeś. - Dobrze grałaś swoją rolę. Klara skrzywiła się. - Nikomu z nas nic nie groziło, póki nie zacząłeś grzebać w mojej przeszłości. - Jaką ty masz przeszłość? W ogóle wiesz, kim jesteś? - Sądziłam, że kobietą, którą kochasz, ale, jak widać, się myliłam.