ju¿ przytomna i ¿e nastapiła znaczna poprawa, a zaraz potem Alex praktycznie uniemo¿liwił nam wizyte w szpitalu. - Cherise zareagowała na spojrzenie me¿a i gwałtownie zamkneła usta. Donald rozparł sie na poduszkach, jakby miał zamiar zostac tu dłu¿ej, a mo¿e nawet czytac Pismo Swiete. - Jak sie czujesz? - Lepiej. - Du¿o ostatnio przeszłas - powiedział i choc wyraznie starał sie byc uprzejmy, Marla dosłyszała w jego głosie protekcjonalna nute. - Mam to ju¿ za soba. - Ale podobno cierpisz na amnezje - rzekła Cherise. - To chwilowe, prawda? 298 - Mam nadzieje. - Bedziemy sie za ciebie modlic - odezwała sie Cherise z powaga. Donald skinał głowa. - Mo¿e teraz wezmiemy sie za rece i poprosimy naszego http://www.szkoleniestomatologow.pl - Uważaj na siebie. - Będę uważała. - Jeżeli znowu otrzymasz anonimowy telefon albo będziesz miała jakieś kłopoty... Do diabła, powinienem pojechać z tobą. - Dam sobie radę. Ty zajmij się wszystkim tutaj. Pogadaj z Levinsonem. Odszukaj Pritcharta. - Shelby.. Och Boże, czyżby znowu miał zamiar ją pocałować? Wyszarpnęła rękę, a Nevada nie nalegał. - Mówię poważnie, Shelby. Nie rób niczego ryzykownego. Najbardziej ryzykowne rzeczy zrobiłam z tobą. - Powiedziałam, że będę ostrożna, i dotrzymam słowa. Ty też uważaj na siebie, Nevada. - I poszła do samochodu. Nie pożegnała się i nie patrzyła, jak Nevada idzie w stronę swojego wozu, a potem odjeżdża. Usiadła za kierownicą cadillaca, zdmuchnęła włosy z twarzy i poprawiła lusterko wsteczne, w którym na moment mignęły jej zaczerwienione policzki i błyszczące oczy. - O, tak, no i jesteś idiotką. Kompletną, skończoną idiotką. - Musiała
- Mówiłes, ¿e ona nie ¿yje. - To prawda... Zmarła dawno temu. Jaka szkoda, pomyslała. Tak bardzo byłaby mi teraz potrzebna. Tak jak i twoim dzieci, dodała w duchu. Lepiej idz do domu i zajmij sie nimi. Serce zabiło jej mocniej na mysl o małym Jamesie. Tak bardzo chciała go zobaczyc, przytulic, a Sprawdź przypomniało jej sie, o czym mówi Cissy. - Nie, to chyba nastepny weekend. Zapytam jeszcze babcie. - Myslałam, ¿e miałas zajac sie przygotowaniami - odparła Cissy przebiegle, jakby przyłapała matke na kłamstwie. Przepasc miedzy nimi była chyba znacznie wieksza, ni¿ Marli sie wydawało. Zaczeła sie zastanawiac, czy kiedykolwiek zdoła przerzucic nad nia most. - Owszem, tak. To znaczy, zajme sie tym, oczywiscie. Byłam chora i... sama wiesz... - Tak, mamo, wiem. - Cissy teatralnie przewróciła oczami, patrzac na matke tak, jakby sie zastanawiała, czy to mo¿liwe, ¿e jest spokrewniona z kims takim. - Zgoda, czemu nie? Ale musze ci przypomniec, ¿e smiertelnie boisz sie koni.