- Właśnie. Dlaczego sama pani tego nie zrobiła? Z własnego doświadczenia wiem, że

Uśmiechnął się, nachylił i delikatnie musnął wargami jej usta. - Czy to jest ciekawsze? - szepnął. - Nie sądzę... Pocałował ją jeszcze raz, mocniej. - A może to? Bo mnie bardzo interesuje. Bogini otworzyła turkusowe oczy. - Uniki nic nie zmienią - powiedziała cichym głosem, od którego przebiegł go dreszcz. Choć mówiła spokojnie, wyczuł, że jest poruszona. Nie zamierzał teraz zrezygnować. - Istotnie. Rozmawialiśmy o moich złych manierach. Prawdziwy dżentelmen nie ośmieliłby się pani pocałować. Stąd wniosek, że czasami właściwe zachowanie nie ma sensu. - To pan zachowuje się bez sensu - oświadczyła, uwalniając się z uścisku. - Nie można opłakiwać jednego krewnego, a udawać, że drugi pana nie obchodzi. - Ale mogę decydować, czy chcę o tym rozmawiać, czy nie. Zdecydowanie wolę ciekawsze tematy. Na przykład pani usta. - Ten temat jest zamknięty. Lucien nie zdołał powstrzymać uśmiechu. - W takim razie dobranoc, panno Gallant. Nie zdążył zrobić kroku, bo chwyciła go za rękaw. - Dlaczego nie chce pan rozmawiać o kuzynie? - Zapytała. - Chętnie posłucham. Spojrzał jej z bliska w oczy. http://www.stomatologmizerska.pl Robert wzruszył ramionami. - Nie wiem. O Lucy Halford albo Charlotte Templeton. Ale znalazłem Rose i oboje jesteśmy bardzo szczęśliwi. Lucien opuścił wzrok na dłonie w rękawiczkach. - Dla mnie nie istnieje żadna inna - powiedział cicho. - To jej szukałem przez całe życie. - Ale ona cię odtrąciła. Teraz musisz poszukać innej. - Ellis rozejrzał się po niemal pustym parku. - Zresztą wydawała się dość... krnąbrna. Żona powinna wspierać męża, a nie we wszystkim mu się sprzeciwiać. Lucien otrząsnął się z zadumy i ścisnął udami końskie boki. - Nie do końca się z tobą zgadzam, ale i tak nie ma to znaczenia. Alexandra mi nie ufa, a ja nic nie mogę zrobić. Chyba że zrezygnuję z tytułu oraz wszystkiego, co się z nim wiąże, i zostanę kominiarzem.

w czasie oficjalnej żałoby. Już widziała te metry czarnej krepy spowijającej cały dom. Panie Delacroix miały wyraźną skłonność do przesady w ubiorze. - Tak, była to z mojej strony wspaniałomyślna propozycja, zważywszy na to, że nienawidzę podróżować. A czy pani wie, jak brzmiała odpowiedź Luciena? Przysłał mi list. Znam go na pamięć. Chyba nigdy nie zapomnę jego okrucieństwa. - Pani Delacroix poprawiła poduszkę, sadowiąc się wygodniej. - Brzmiał tak: „Prędzej dołączę do Jamesa w piekle, niż Sprawdź Robił na niej wrażenie raczej zaszczutego zwierzątka niż kryminalisty. I był ranny. Mógł mieć poważne obrażenia wewnętrzne, może wylew. Mówił z trudem, nie był w stanie stanąć o własnych siłach, ciągle jeszcze znajdował się w szoku. Prosił ją o rzecz niemożliwą. Powinna przecież wezwać pomoc. Powzięła decyzję. Znała kogoś, do kogo mogła się zwrócić, a kto nie będzie zadawał żadnych pytań. Ale tego nie mogła na razie wyjawić wystraszonemu chłopcu. - Nie musisz się mnie bać - zapewniła łagodnie. - Nikogo nie zawiadomię, pod warunkiem że ze mną pojedziesz. - Kiedy zaczął protestować, przerwała mu zdecydowanie: - Nie mogę cię zostawić i nie zostawię. Pojedziesz ze mną albo wezwę policję. Nie masz siły, żeby się stąd odczołgać i ukryć, znajdą cię. Jeśli uważasz, że się mylę, bardzo proszę, spróbuj. Milczenie chłopca potraktowała jako zgodę. - Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. Spróbuję teraz podnieść cię i wsadzić do samochodu. Musisz mi pomóc. Jestem za stara i zbyt słaba, żeby cię przenieść. Po chwili chłopiec, co prawda chwiejnie, ale stał już na nogach. - Mówiłam ci, że mieszkam niedaleko stąd. Pojedziemy do mnie i upewnimy się, czy nic ci nie jest. Jak wydobrzejesz, ruszysz dalej, dokąd chcesz. Chwilę się zastanawiał, jakby zamierzał znowu wdać się w sprzeczkę, po czym skinął głową i ruszyli powoli w stronę samochodu. Lily czuła, że każdy kolejny krok wymaga od rannego coraz większego wysiłku; opierał się na niej całym ciężarem ciała. Wreszcie zdołała usadowić go w fotelu pasażera, a sama usiadła za kierownicą i zapaliła silnik. Wjazd na jej posesję znajdował się zaledwie trzysta metrów od miejsca wypadku. Tu skręcili i dopiero wtedy odważyła się spojrzeć na swojego opornego towarzysza.