Jacka, wymagała podróży. Nie tylko po Stanach, ale

urzędnika rady miejskiej na miesiąc. Dziewczynki jedna po drugiej wychodziły z pokoju, a ona każdą z nich obdarzała uśmiechem. Dwie godziny z dwudziestoma pięcioma dziewczynkami w jednym pokoju na pewno nie były łatwe. Jej wdzięk i spokój pozostały jednak niezmącone. Zauważył, że miała ładny uśmiech, serdeczny i ośmielający. Dzieci też chyba ją lubią, stwierdził, patrząc, jak ładna blondyneczka objęła pannę Compton w talii i przytuliła się. Ale j e g o dzieci? Nie ma mowy! - Może poczeka pan w gabinecie Malindy - zaproponowała uprzejmie Cecile. - Powiem jej, że pan jest. I nim Jack zdążył odmówić, już siedział na miękkim krześle w gabinecie na zapleczu. 8 JEDNA DLA PIĘCIU Wręczywszy mu kubek parującej kawy Cecile uśmiechnęła się i już w drzwiach powiedziała: - Proszę się rozgościć. Malinda będzie za moment. Drzwi zamknęły się, odgradzając go od głosów i śmiechu ze sklepu. Jack odetchnął z ulgą. Ostrożnie balansując http://www.stomatologia-krakow.biz.pl tel. To był Richard, przed wypadkiem. - Wspaniały. Jego żona była śliczna jak z obrazka, ale to on dominował na zdjęciu. Czarne włosy opadały mu na czoło; niebieskie oczy, takie jak Kelly, śmiały się do fotografa. Rysy miał jak wyrzeźbione. Nie był po prostu przystojny, był powalający. Serce jej podskoczyło w piersi na samą myśl o tym, że podoba się takiemu mężczyźnie. Po drugiej stronie biblioteki skryty w cieniu Richard potarł usta. Wyszeptane miękko słowa rozdzierały jego duszę. Przesunął spojrzenie na jej gołe nogi, które przerzuciła przez poręcze fotela. Miała na sobie czarny podkoszulek z okrągłym wycięciem pod szyją i chyba nic więcej pod spodem. Dzieliło ich zaledwie kilka metrów, ale równie dobrze mogłoby to być kilka kilometrów. Gdyby zobaczyła jego twarz, zrozumiałaby,

żyłem się oswoić z faktem, że jestem ojcem. Ruszył w stronę garażu. - No, to niech się pan przyzwyczai! - warknęła za nim. - Ona pojutrze przyjedzie. I będzie chciała pana zobaczyć. Jak mam jej wyjaśnić, że jej tatuś nie chce się z nią spotkać? Szedł dalej. Jego ciężkie buty zostawiały ślady. Sprawdź cała roztrzęsiona, nie mogąc złapać oddechu, zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała namiętnie, nie zwracając uwagi na to, że nagle zesztywniał. Wyraźnie nie chciał, żeby go dotykała. -Chcę ciebie, ciebie. -Nie. -Tak! Odpięła guzik jego koszuli i wsunęła pod nią dłoń. - Nie. - Złapał ją za rękę i odsunął od siebie. - Nie będę się z tobą kochał w ciemności. Chciałbym zrobić to w świetle. -Więc je włącz! - zażądała. Cisza. -Nie wyjdziesz z cienia? - prowokowała go Laura. Cisza.