- Kimberly - powiedziała Glenda Rodman.

metodycznie masować sobie skronie. Ból nie ustępował. Już nie wiedziała, w co ma wierzyć. Montgomery wskazał na ciekawe elementy i jeśli rzeczywiście Quincy dokonał tego zabójstwa, wytropienie go będzie należało właśnie do niej. Ale jeśli nie... Jeśli mówił prawdę... Wtedy zrobiliby dokładnie to, o co chodziło sprawcy. Trójka doskonale przygotowanych agentów tańczyła, jak przestępca im grał. I co mógłby zrobić Quincy, gdyby Everett kazał mu wrócić? Zaraz po powrocie do siedziby biura Quincy zostałby zmuszony do oddania odznaki i broni. Wtedy nie mógłby pomóc swojej córce. Ale jakie miał wyjście? Ukrywać się, żeby pomagać Kimberly? To by się nie udało. Biuro ma długie ręce, zwłaszcza w sytuacji, w której zmuszone jest śledzić swoich pracowników. Istniały dwa scenariusze, ale żaden nie dawał nadziei. Jezu! Quincy jest albo najinteligentniejszym przestępcą, z jakim biuro kiedykolwiek miało do czynienia, albo wyjątkowo pechowym sukinsynem. W gabinecie odezwał się telefaks. Chwilę później zaczął się wydruk. Glenda poszła po przesłaną wiadomość, zostawiając Montgomery'ego w kuchni. Wysunęła się już pierwsza z czterech stron raportu o oryginalnym ogłoszeniu w „Gazetce narodowego projektu więziennego". Glenda kolejno przyglądała się każdej z nich. http://www.spzagorz.pl krok? - Analiza krwi. Mitz podał mi nazwę laboratorium. Pobiorą ode mnie krew i porównają mój DNA z DNA Ronalda Dawsona. - To ma sens. Rainie uśmiechnęła się ponuro. - Wiesz, jak długo trwa badanie DNA? Miesiąc, a może nawet dłużej. Jeśli to jakiś numer, do tej pory będzie po wszystkim. - Parę rzeczy możemy sprawdzić wcześniej - rzuciła Kimberly. - Powiedziałaś, że ojciec Dawsona sprzedał farmę w Beaverton. Takie rzeczy zapisuje się w księgach wieczystych. Można też zbadać akta dotyczące aresztowania Ronalda Dawsona. - Już to zrobiłam. Luke sprawdził kartotekę. Wszystko się zgadza. Teraz bada sprawę sprzedaży.

– Cholerny sędzia. – Abe ugryzł potężny kęs kanapki. – Najtrudniej dogadać się na własnym podwórku. Przeżuwał pracowicie, zbyt dobrze wychowany, żeby odpowiedzieć z pełnymi ustami. Przełknął, niemal się dławiąc. – Zwłaszcza jeśli ktoś ci tam wlezie. – Inny glina z wydziału zabójstw. Sprawdź kurtkę. Fajnie mi się tu z wami gawędzi, ale mam jeszcze parę spraw do załatwienia. – Jasne – powiedziała Rainie. Uśmiechnęła się do niego, podniosła scyzoryk i wbiła w kołnierz. Charlie wrzasnął. Quincy z zaskoczenia zrobił krok do przodu. Rainie wpatrywała się w odcięty kawałek skóry. Chwilę później wycisnęła z kołnierza długą plastikową torebkę białego proszku. – Heroina. Jakieś trzy uncje, a więc trochę za dużo, jak na własny użytek. Gratulacje, Charlie. Z prawnego punktu widzenia twoje kłopoty dopiero się zaczynają. – Cholerna cipo! Jak śmiesz! Nie jesteś lepsza ode mnie! Nie jesteś lepsza od nikogo! – Ależ jestem, Charlie, Na tym świecie dla młodych gniewnych są dwie drogi i tylko jedna z nich pozwala nosić policyjną odznakę. Charlie znowu wrzasnął, kiedy Rainie siłą wepchnęła go do wozu. 20