Czy to prawda, agentko Rodman?

- Quincy, to wszystko zostało ukartowane. Ty to wiesz i ja to wiem, ale ludzie z dochodzeniówki... Uznają to za wskazówkę, że jednak ty to zrobiłeś. W końcu kto może lepiej zaaranżować miejsce zbrodni niż agent federalny? - Wiem. - I ta wiadomość... we wnętrznościach ofiary. To bardzo osobiste i w niczym ci nie pomoże. - Znasz jej treść - odparł oschle. - Tak, ale... - odpowiedziała, kręcąc głową. - Chcę tylko powiedzieć, że to ich nie przekonuje o twojej niewinności. Przynajmniej nie do końca. Jesteś byłym mężem. Tym łatwiej uznać cię za głównego podejrzanego. - Nie zabiłem Elizabeth. - Oczywiście, że nie! - Mówię poważnie. Jesteś dobrą agentką. A ja nie zabiłem mojej żony. Zawahała się. Bez trudu wyczuła pewną nutę w jego głosie. Zbyt długo była pracowniczką biura, żeby tego nie zrozumieć. - Jest jeszcze coś, prawda? - Ta osoba... - Quincy odpowiedział, jakby był już nieobecny. - On jest bardzo bardzo dobry. - Może i jest dobry, ale mieliśmy już do czynienia z podobnymi. Znaj¬ dziemy go. http://www.rehabilitacja-mlynarska.pl/media/ Może pożądanie... Miała w tym tak niewielkie doświadczenie. Pragnęła go dotykać. Więcej i więcej, gdyby tylko dalej stał bez ruchu, bez jednego oddechu. Rozpięła mu koszulę. Zsunęła mu ją z ramion. Miał potężną klatkę piersiową, ciepłą, wyrzeźbioną latami biegania. Zmierzwione włosy na piersi wydawały się takie sprężyste. Położyła mu dłoń na sercu i poczuła, jak mocno wali. Na obojczyku i przedramieniu miał trzy nieduże blizny. Pamiątki po salwie ze strzelby, kiedy kamizelka kuloodporna nie przyjęła całego uderzenia. Przesuwała palcami po bliznach. Quincy, superagent. Quincy, superbohater. Zachwycający... Nagle chwycił ją za nadgarstek. Gwałtownie podniosła wzrok. Pierwszy raz widziała to spojrzenie - mroczne i skrzące się pożądaniem. Znieruchomiała, umysł wrócił do normalnego stanu. Myślała o polach

Rety, jak jej się to podobało. Ale zanim zrobiło się miło i przyjemnie, Rainie pokazała swoją licencję. Amity'emu mina zrzedła. Kolejny romans zduszony w zarodku. - Mam parę pytań dotyczących wypadku drogowego - zaczęła. - Zajmował się pan tą sprawą prawie rok temu. Brak reakcji. Sprawdź była zajęta rozpieszczaniem, karmieniem i zabawami z psiakiem. Któregoś dnia Abe pewnie zastanie go w niemowlęcym kaftaniku i czepeczku. Cholerny zwierzak niewątpliwie wszystko zniesie; jak dotąd wydawał się wyjątkowo spokojny. Sierść malca była mięciutka i miła w dotyku. Czasem Sanders łapał się na tym, że odruchowo go głaszcze. Nie żeby chciał się przywiązywać do stworzenia, które nie panuje nad swoim pęcherzem. Na litość boską, oczywiście, że nie. – No to sprawa jest twoja – oznajmił szef. – Bierz się za nią od razu. I jeszcze jedno, Sanders... Abe zatrzymał się w drzwiach. – Sanitariusze zgłosili, że zginęło co najmniej dwoje dzieci. Będzie ciężko. Wszystkim. – Sprawcą jest uczeń? – Nie wiemy. – Zwykle to uczniowie.