Podczas śpiewania drugiego psalmu Clemency przyznała w myślach, że to wielce prawdopodobne. Mniej więcej w połowie kazania ustaliła, że nie powie całej prawdy ani lady Helenie, ani kuzynce Anne. To oznaczało jedno - nie ma osoby, której mogłaby się zwierzyć.

- Brennen - poprawił go młody mężczyzna. - Lex Brennen. - Camryn chce, byś pomógł zwinąć dywan przed tańcami. - Tańce? Wspaniale! - Lex uśmiechnął się do Willow uwodzicielsko. - Skarbie, musisz mi obiecać, że zatańczymy! Odszedł na bok, gwiżdżąc pod nosem, a Scott spiorunował wzrokiem jego oddalające się plecy. - Jest pan na mnie zły - zauważyła Willow. - Czy niechcący pana uraziłam? Scott dostrzegł w jej oczach niepokój i zrobiło się mu wstyd. Fakt, że jej pożądał, stanowił wyłącznie jego problem. R S Nie powinien się na niej wyżywać. Nigdy nie próbowała go uwieść, wręcz przeciwnie. - Nie zrobiła pani nic złego - odparł cicho. - Przez cały wieczór zachowywała się pani nienagannie. Bardzo to doceniam. A teraz... Camryn powiedziała, że jest pani odpowiedzialna za wybór muzyki. Prosiła, bym pokazał, gdzie znajdzie pani płyty i wieżę stereo. - Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko temu, że pomagam Camryn. Proszę mi uwierzyć, chciałam zostać na http://www.radkowskiewioski.pl/media/ się z agentem nieruchomości w Austin i choć wczoraj Karze nic o tym nie wspomniała, zastanawiała się powaŜnie nad przeprowadzką. Przy pomocy Alli Kara na pewno znajdzie pracę w stolicy Teksasu. Całe Ŝycie mieszkała w Royal i teraz doszła do wniosku, Ŝe najwyŜszy czas na zmianę. Lecz tylko Christine wiedziała o jej planach. Karze powie o tym w czasie przyszłego weekendu, gdy Kara przyjedzie do domu po samochód, który Alli dla niej kupiła. Jedyna rzecz, jaka dodawała jej sił, to wspomnienia chwil spędzonych z Markiem bądź z Markiem i Eriką. Niezbędne jej były jak wędrowcowi woda na pustyni. I wiedziała, Ŝe słowa Marka nie oddają prawdy; w jego sercu jest miejsce na miłość, tylko on nie umie jej dostrzec. - Ta-ta. Alli wzięła Erikę na ręce. - Twój tata nie zapomniał o tobie, mała. Co wieczór całuje cię w policzek na

pomyślała, Ŝe chyba nie w tym tkwi przyczyna. Powszechnie było wiadomo, Ŝe Mark bardzo kocha swoją bratanicę. Alison była świadkiem jego rozmowy telefonicznej, z której wynikało, Ŝe po śmierci brata i bratowej jemu przyznano opiekę nad dzieckiem, mimo iŜ był stanu wolnego. Alli nie zapomni tego dnia, kiedy Mark poleciał po Erikę do Kalifornii. Gdyby nie zaleŜało mu na dziewczynce, ona, Alli, nie znalazłaby się tutaj, w jego domu. Sprawdź - Cała przyjemność po mojej stronie. Po tych słowach markiz zniknął. Arabella zaczęła szukać brata, by mu opowiedzieć o nowej tamie, jaką zbudowali dzisiaj na strumieniu. Chciała też znaleźć się w jego pobliżu, bo czuła się skonfundowana i zaniepokojona zachowaniem pana Baverstocka. Pod pewnymi względami, szczególnie gdy szło o mężczyzn, Arabella potrafiła być bardzo bystra; miała wystarczająco dużo rozmaitych skrytych doświad¬czeń, by zauważyć, kiedy się komuś naprawdę podoba. Nie mogła tego powiedzieć w przypadku pana Baverstocka. Droczył się z nią i flirtował, ale robił to hałaśliwie i na pokaz, jakby jego poczynania kierowane były do kogoś innego. Arabelli wcale się to nie podobało. Ostatnio wspom¬niał o mającym się odbyć w najbliższą sobotę wiejskim odpuście. Dał jej do zrozumienia, że jeśli zechce, zabierze ją wieczorem na tańce. Zdobędzie maski, więc nikt ich nie rozpozna. W innej sytuacji taki zakazany wypad spodobałby się jej natychmiast. Podobnie zresztą uczyniła w zeszłym roku raz z Joshem Baldockiem. Piórkiem naoliwiła drzwi kuchenne, by nie skrzypiały, i po cichu wymknęła się z domu. Po dziś dzień nikt o niczym nie wiedział. Lecz pan Baverstock to nie Josh Baldock. Tak jak i ona doskonale wiedział, że nie powinien jej tam zabierać. O co więc mu chodzi? Z ulgą usłyszała głos brata i podążyła w jego stronę. Nie dostrzegła Clemency, która w tym samym czasie wspięła się na brzeg, przebiegła szybko łąkę i skrywszy się za powozami, włożyła pończochy i pantofle. Kiedy wyszła zza krzaków, zobaczyła, że Giles i Diana już wrócili. Dziewczyna podbiegła do niej. - Och, panno Stoneham, proszę tylko popatrzeć! Udało nam się zebrać trochę kwiatów. - Wskazała na brata, który właśnie podszedł z koszem. - Brawo - odparła Clemency, próbując wziąć się w garść. - Co takiego zebraliście? - Proszę spojrzeć na kwiaty, rosły przy brzegu. - Jaskry! Są prześliczne. Spakowano resztę rzeczy do koszy i wraz z dywanami załadowano do powozu. Zaprzęgnięto konie. Tymczasem państwo Fabianowie wrócili z przechadzki po lesie i znów całe towarzystwo było razem. Lysander i Arabella wyszli z potoku i udali się po buty. Jeśli nawet markiz był nieco milczący, nikt nie zdawał się tego zauważać. Arabella odzyskała humor i rozprawiała głośno, również Adela i Oriana śmiały się do siebie.