wspaniały, mieli zapewnioną sowitą emeryturę, a Rip nie ukrywał

Milla oddychała ciężko. Zrobiło jej się słabo, nabrała powietrza i wstrzymała oddech, zaciskając mocno oczy. - Millo? - zapytał Rip zdenerwowanym tonem. - Wszystko w porządku? - Uciekaj od niego - powtórzył Diaz twardo, śmiertelnie poważnie. - Jak szybko możesz tu dotrzeć? - zapytała, starając się mówić spokojnie. Włożyła w to całą pozostałą jej jeszcze silną wolę. - Najszybciej za jakąś godzinę. Jestem siedemdziesiąt kilometrów od ciebie. - Nie przepuszczę szansy spotkania Pavona. Najprawdopodobniej się nie pojawi, ale może jednak. Diaz westchnął ciężko, najwyraźniej pojmując, że namawianie jej do powrotu nie ma sensu. - Masz broń? - zapytał. - Tak. - A on? - Nie w tej chwili. an43 http://www.psychoterapeuci.net.pl/media/ wydarzyło się kilka rzeczy tak szybko, że nie zdążyła zareagować. Jej nogi znalazły się w kleszczach cudzych silnych nóg uniemożliwiających jakikolwiek ruch. Szorstka dłoń zakryła jej usta i brutalnie szarpnęła głowę do tyłu, druga ręka napastnika, twarda niczym stal, zacisnęła się na gardle Milli. - Rusz się albo piśnij, a skręcę ci kark. Głos był zimny, przerażający. Słowa wypowiedziano tonem tak niskim, że z trudnością je dosłyszała, ale sens zrozumiała doskonale. Zresztą dłoń na jej gardle mówiła sama za siebie. Milla była przygwożdżona do ziemi, niezdolna do jakiejkolwiek obrony. Próbowała myśleć: wartownik? Czujka bandytów? Jeżeli tak było, to mógł już natrafić na Briana. Zdrowy rozsądek nakazywał wyeliminowanie mężczyzny w pierwszej kolejności. Może tak

205 - Bursztynowy Alarm w Lubbock! - krzyknęła Joann ze swojego pokoju. Po minucie wszyscy mieli już opis dziecka, trzyletniej dziewczynki porwanej z własnego podwórka. Samochód: ciemnozielony nowoczesny ford, półciężarówka. Kierowca: biały Sprawdź potknięcie, zawahanie oznaczało przegraną. Jego i Milli. To nie była chirurgia, do jakiej przywykł. Przypominało to bardziej operację w wojskowym szpitalu polowym - szybką, brutalną, gdzie zawsze chodzi o życie wiszące na bardzo cienkim włosku. Podawali jej cały dostępny zapas krwi, która wydawała się jednak równie szybko uciekać z umęczonego ciała. Wreszcie udało się Davidowi powstrzymać krwawienie, wyszukać i zszyć uszkodzone naczynia, i powoli zaczynał wygrywać wyścig. Nie wiedział, ile to wszystko an43 20 trwało, i nigdy potem nie spytał. To nie było istotne. Liczyło się tylko zwycięstwo. Przegrana byłaby tak straszna, że bał się o niej nawet