- Bo zmieniłam zdanie. Już cię wcale nie lubię! A oto kolejna lekcja: nie można mieć

jaśnień: — Czy widział pan już kiedyś coś podobnego? Ten ro- bot się nie zepsuł. On został zniszczony. — Jasne, że tak — odrzekł bezbarwnym głosem pra- cownik obsługi. — Nieźle musiała oberwać. Sądząc po tych brakujących częściach — mężczyzna wskazał ręką wgniecione elementy przedniej części kadłuba — przy- puszczam, że to musiał być jeden z tych modeli wypusz- czonych niedawno przez Mecho. Ten z mocno wystającą szczęką. Tom poczuł nagły ucisk w klatce piersiowej, a krew ścięła mu się w żyłach. — A więc to nie pierwszy taki przypadek — odezwał się cicho. — Takie rzeczy są na porządku dziennym. — No cóż, Mecho-Products właśnie wypuściła na ry- nek ten model z wystającą szczęką. Jest nawet niezły... kosztuje dwa razy tyle co pański robot. Naturalnie, nasza firma również posiada modele tej klasy — dodał zapobie- gliwie mężczyzna. — Są równie dobre, a nie tak drogie. Starając się panować nad swoim głosem, Tom oświad- http://www.psychologiareligii.pl dzą. Tom, to musiało się zdarzyć w nocy. Wtedy, gdy spa- liśmy. Pamiętasz te hałasy, które słyszałam... — Ciiiiii... — mruknął ostrzegawczo mąż. Niania zbliżała się do nich. Słychać było nieregularne kołatanie i brzęczenie, kuśtykający nieporadnie zielony metalowy kadłub wydawał z siebie nierówny, zgrzytliwy dźwięk. Tom i Mary Ficlds patrzyli ze smutkiem, jak ro- bot ciężko i wolno toczy się w stronę salonu. — Zastanawiam się... — powiedziała szeptem Mary — Nad czym? — Myślę, czy podobna sytuacja może się jeszcze po- wtórzyć. — Przesłała mężowi krótkie, pełne smutku spoj- rzenie. — Wiesz przecież, jak mocno dzieci są z nią zwią-

Kocha ją. Mocno zacisnął powieki. Dobry Boże, jak mógł do tego dopuścić? Obejrzał się przez ramię. Drzwi od łazienki nadal były zamknięte, dobiegał zza nich cichy odgłos lejącej się wody. Gloria od dłuższej chwili nie wychodziła, zbyt długo jak na doprowadzenie do porządku włosów i makijażu. - Cholera! - zaklął pod nosem. Zranił ją. Oczekiwała od niego deklaracji, zapewnień o miłości. Od pewnego już czasu widział to w jej oczach, słyszał w jej głosie, ilekroć mówiła mu, że go kocha. Teraz, po wspólnie spędzonej nocy, tym bardziej liczyła na jego wyznanie. Spędzili razem noc. Kochali się. Do tego też nie powinien był dopuścić. Jej propozycja brzmiała jednak tak kusząco, tak namiętnie. Powtarzał sobie, że powinien się pohamować - nie mógł. Zapewniał sam siebie, że panuje nad sytuacją, ale sytuacja wymknęła mu się z ręki. Sprawdź Spojrzał na zewnątrz - jechali jakąś pustą boczną drogą. Zmarszczył brwi lekko zaniepokojony i potrząsnął głową, jakby chciał odpędzić resztki snu. Cholera, coś było nie w porządku. - Gdzie jesteśmy? - Na River Road, niedaleko Vacherie. - River Road? - powtórzył. Jeszcze dzisiaj wieczorem sprawdzał trasę na mapie. Baton Rouge leżało niedaleko Nowego Orleanu, jechało się tam Międzystanową 10, nigdzie nie zbaczając. Dlaczego znaleźli się na River Road? - Wywróciła się cysterna z chemikaliami, rozlało się jakieś świństwo i musieli zamknąć drogę - wyjaśnił Rick. - Pomyślałem, że najwygodniej będzie dostać się do Baton Rouge właśnie tędy. Santos bezskutecznie usiłował sobie przypomnieć, czy River Road rzeczywiście można dojechać do Baton Rouge. Nie potrafił nawet usytuować jej położenia na mapie. - Byłeś kiedyś w którymś z tych starych domów z czasów plantacji, Victorze? Santos pokręcił głową, więc Rick mówił dalej: - Ciągną się wzdłuż całej River Road. Robią wrażenie. W osiemnastym, dziewiętnastym wieku budowano głównie nad rzeką. Umożliwiała transport plonów, zaopatrzenie, wygodną podróż. Powinieneś kiedyś je zobaczyć. Santos potarł czoło. - Długi ten objazd? - Nie za bardzo. Szybciej dojedziemy,