reflektorami. To dało mu kilka sekund wiecej, a liczyła sie

Marla przełkneła sline. Wiedziała, ¿e ju¿ zawsze bedzie miała w uszach ten straszny, rozdzierajacy krzyk agonii Pam Delacroix. - Nie... nie powinnam... -powiedziała, ale nie odsuneła sie od niego. 235 - Postaraj sie uspokoic. Marla zasmiała sie ponuro. - Czy to w ogóle mo¿liwe? - Prawdopodobnie nie. Ale spróbuj. Delikatnie poło¿ył sobie jej głowe na ramieniu. Czuła ciepło jego skóry. Tym razem sie nie opierała. Zamkneła oczy i słuchała silnego, miarowego bicia jego serca. Czuła, jak pieszczotliwie pogłaskał jej ramie. Zaczeła myslec o tym, jakby to było całowac go, dotykac w zakazane miejsca, le¿ec przy nim nago... o Bo¿e, nie wolno jej przecie¿ myslec o takich rzeczach. Mijały kolejne minuty, jakis samochód powoli przejechał obok nich i zniknał z drugiej strony waskiej uliczki. Z cienia nagle wyskoczył kot, wyladował miekko na dachu samochodu, odbił sie od niego i zniknał w ciemnosci. - Dobrze - powiedział Nick z ustami w jej włosach. - http://www.przedszkole9.edu.pl kosmetykami, na scianach wisiały plakaty młodzie¿owych idoli... niektóre z ich twarzy wydały jej sie znajome, ale nie mogła sobie przypomniec ¿adnego nazwiska. Kolejnym pomieszczeniem na pietrze był pokój goscinny. Marla szukała jakiegos sladu obecnosci Nicka, ale oczywiscie niczego nie znalazła. Pokój był urzadzony dokładnie tak samo, jak jej sypialnia. Obrazy o kolorystyce pasujacej do dywanu, idealnie dobrane zasłony i tapety, dyskretna elegancja i tchnienie luksusu - wszystko to wydawało sie zbyt perfekcyjne. Sztuczne. Fałszywe. Marla nie wiedziała, dlaczego tak to odbiera, ale czuła, ¿e jej ¿ycie i ten dom sa jedna wielka mistyfikacja. - A gdzie spi Fiona? - spytała, idac za Carmen

popełniłem bład. Przyznaje. Koniec dyskusji. - Wyminał brata i podszedł do furgonetki. - Marla? Posłuchaj, bardzo mi przykro. Słyszałas nasza rozmowe. Popełniłem bład. - Du¿y bład - odparła, czujac jak wzbiera w niej gniew. Spojrzała mu prosto w oczy przez półprzymkniete okno. - Powiedziałem, ¿e mi przykro, prawda? Przepraszam. Sprawdź zachodniego Teksasu. I równie dziki. Wmawiała sobie, że go nie chce, ale się oszukiwała. Bezczelnie oszukiwała. Na przekór wszelkim argumentom, oczywista i przykra prawda była taka, że nigdy jej nie przeszło na punkcie Nevady. Co gorsza, obawiała się, że to się nigdy nie zmieni. Rozdział 10 Wybierasz się dokądś? - zagadnął Nevada, podchodząc do Shelby wielkimi krokami i pokazując torbę, którą przewiesiła sobie przez ramię. Shelby była przygotowana. Nie wątpiła, że czeka ich kolejna konfrontacja. - Do San Antonio. Mam dosyć bezczynnego czekania, aż twój przyjaciel Levinson zadzwoni z informacjami o Pritcharcie. Pomyślałam, że spróbuję odszukać adwokata ojca i coś z niego wydobyć. Pewno wie coś o tym, co zaszło. - Pojadę z tobą. 95