- Dokąd pojechała? - Ja... ja nie wiem. Wyjechała jakąś godzinę temu, może wcześniej. Powiedziała, że... - Lydia zniżyła głos - ... jest bardzo przygnębiona. - Czym? Lydia się zawahała. - Nie mam pojęcia. - Na pewno masz, Lydio. - Nie zamierzał łatwo się poddawać. Lydia chrząknęła i Nevada miał ochotę złapać ją przez telefon i porządnie nią potrząsnąć. - Gdzie ona jest? Lydia po hiszpańsku wymamrotała coś pod nosem. - Naprawdę nie wiem. Wspominała, że po prostu chce się stąd wyrwać. Ja... Ona mnie martwi. Mnie też, pomyślał Nevada, odkładając słuchawkę. Martwię się o nią jak diabli. - Cholera jasna! - Cisnął słuchawkę na widełki tak mocno, że spłoszony Crockett zerwał się ze zjeżonym włosem na karku i zaczął głośno ujadać. - Cicho! - Nevada wyszedł na zewnątrz i stanął na ganku. Niektóre klacze podniosły łby i poruszały nerwowo nozdrzami. One również wyczuwały zagrożenie. Złe przeczucie, które nie opuszczało Nevady cały dzień, zdecydowanie przybrało na sile. Ściemniało, a słońce ginęło pod grubą warstwą stalowych chmur. Powietrze było przesycone zapachem nadciągającej burzy. Znaleźć narzędzie zbrodni w tym miejscu byłoby zbyt łatwo, pomyślał Shep, świecąc latarką na podłoże jaskini. Dlaczego ktoś zadzwonił w tej sprawie akurat teraz, dziesięć lat po tym, jak Ramón Estevan został odesłany do http://www.przedszkole17gda.com.pl łódke, prowadził firme produkujaca czesci zamienne do samochodów cie¿arowych i dorobił sie w koncu niewielkiego majatku. Potem zaczał kupowac i sprzedawac drobne przedsiebiorstwa w okolicach Seattle i w jakis sposób został 159 konsultantem, z którego usług korzystały te¿ całkiem spore firmy. Piec lat temu nagle zaniechał tej działalnosci i osiadł, prawdopodobnie dysponujac wystarczajacymi zasobami finansowymi, w jakiejs zapomnianej przez Boga i ludzi miescinie w Oregonie. Devil's Cove. To do niego pasowało. A teraz wrócił. Z powodu wypadku? Czy aby, jak twierdzi, pomóc bratu w prowadzeniu firmy? Paterno zastanawiał sie, jakie problemy
- Oczywiscie, ¿e nie. Ka¿dy przychodzi na swiat w jakims celu. Cissy to nie James, ale jest równie wa¿na - poprawiła sie szybko Eugenia, a na jej policzki wypłynał słaby rumieniec. Marla ani przez chwile jej nie wierzyła. Mogła sobie tłumaczyc te postawe na wiele sposobów, nie zmieniało to Sprawdź włosy i chłodził skórę, ale ręce miała spocone. Zwolniła przy zjeździe i jej serce zaczęło mocno bić. Właśnie w tym miejscu robiło się niebezpiecznie - tutaj w każdej sekundzie mogła zostać zdemaskowana. Wrzuciła niższy bieg, skręciła w aleję i modliła się, żeby z przeciwka nie nadjechał jakiś samochód. Miała szczęście. Nie widziała żadnych reflektorów. Księżyc stał wysoko na niebie, a chłodna, kwietniowa bryza wiała łagodnie. Shelby zaparkowała swój kabriolet za gąszczem mesquite, na poboczu długiej alei wijącej się przez górzystą okolicę aż do serca ojcowskiego rancza. Gdzieś w oddali zawył kojot i Shelby dostała gęsiej skórki, ale wkładając kluczyki do kieszeni, zignorowała wrażenie, że coś jest nie tak, że w powietrzu jest jakieś elektryczne napięcie. Oczywiście, spotykanie się z Nevada w takich okolicznościach, wbrew woli ojca, musiało wywołać u niej lęk i przyprawiało ją o duże zdenerwowanie. To dlatego czuła się tak nieswojo. Tylko dlatego. Kilka chmur o zamglonych konturach przesłoniło księżyc. Shelby puściła się pędem przez wzgórze, czując zapach świeżej trawy. Gdzieś w oddali zadudnił pociąg, a wysoko w górze, na niebie usianym gwiazdami, mrugały skrzydła samolotu. Konie z rancza, niezagnane do stajni, parskały i podnosiły łby, kiedy obok nich przemykała.