De Beers skinął głową.

- Rainie... - Nie wiem! - Rainie zaczęła machać rękami. - Chcesz znać prawd Mnie to się po prostu nie podoba! - Dlatego, że był skazany? - Oczywiście! Moja matka nie spotykała się z astrofizykami! Właści¬ wie wcale się nie dziwię, że mój domniemany ojciec wylądował w więzie¬ niu. Szokuje mnie tylko to, że go wypuszczono. - Więc wkurzasz się z powodu pieniędzy? - spytała Kimberly, marsz¬ cząc brwi. - Jesteś zła, bo odziedziczysz dziesięć milionów? Może i słusz¬ nie. To niełatwe. - Kimberly, zastanów się. Co robią dzieci, które nie mają rodziców? Marzą o nich, prawda? Wymyślają niestworzone historie. „Moja mama i tata należą do rodziny królewskiej ze Europy Wschodniej, ale musieli uciekać przed komunistami. Kiedy będzie bezpiecznie, wrócą po mnie". Albo coś takiego: „Mój tata był naukowcem i dostał nagrodę Nobla, ale zabili go agenci obcego wywiadu, którzy chcieli pokrzyżować jego plany stworzenia pokoju ogólnoświatowego". Nieobecny ojciec nigdy nie jest pijaczyną ani bandzio¬ rem, który nie chce wywiązywać się z obowiązków ojcowskich. Zawsze jest przystojny, pełen fantazji i - co tu ukrywać - bogaty! Kimberly potrzebowała dłuższej chwili, żeby to zrozumieć. http://www.prawidlowabudowa.com.pl/media/ Drzewa szeleściły liśćmi. Dźwięk ten przypominał Rainie suchy odgłos obijających się o siebie kości. Do słupa było ponad dwadzieścia metrów. Wystarczająco duża odległość, żeby zatrzymać samochód albo przynajmniej zacząć hamować. Podeszła. Oparła dłoń o słup. Potem przesunęła palcami po paskudnej bliźnie. Surowe drzazgi tej rany wciąż były jaśniejsze niż stara warstwa zewnętrzna. Delikatnie docisnęła odpryski drewna na ich dawne miejsce, jakby ten gest mógł cokolwiek naprawić. Wiatr się wzmógł. Drzewa zaszumiały głośniej i w tej samej chwili Rainie mogłaby przysiąc, że usłyszała czyjś śmiech. Serce zaczęło jej walić. Nagle zdała sobie sprawę, jak bardzo samotna była w tym odludnym miejscu. Gęste zarośla, ciemne poszycie lasu. Mandy uderzyła w ten słup o piątej rano. O piątej rano słońce dopiero

To dziecięcy przysmak! Nawet jeśli nas nienawidzicie, jakim trzeba być zwierzęciem, żeby dosypać tłuczonego szkła do sałatki dla dziecka! Zdziwiło ją własne opanowanie. Wytarła córeczce twarz, dała do possania kostkę lodu. Krwawienie ustało. Kawałki szkła były małe. Może nie zrobiły większej krzywdy. Sandy czule odgarnęła jasne włosy Becky. – Jak się czujesz, kochanie? Sprawdź – Miałam swoje powody. – Odwiedziłaś dzisiaj Danny’ego, prawda? Teraz już na pewno wiesz, że możesz mi się zwierzyć. Właściwie jestem chyba jedyną osobą w tym mieście, która potrafi cię naprawdę zrozumieć. – Jesteś obrzydliwym, nienormalnym draniem, Richardzie. A ja jestem gliną. Niczego nie rozumiesz. Roześmiał się, autentycznie rozbawiony. – Naprawdę w to wierzysz, Rainie? Sprytnie. Co jeszcze sobie wmówiłeś, żeby móc dalej żyć? Bardzo mnie to ciekawi. Prawie tak bardzo jak ta sprawa z piwem. Obserwuję cię od wielu miesięcy i muszę się dowiedzieć. Kiedy wylewasz piwo przez poręcz werandy, co wtedy mówisz? – Nie twoja sprawa. – Znowu rozczarowanie. Początkowo wiązałem z tobą wielkie nadzieje, ale zrobiłaś się