czerwienieje jej twarz. Powiedziała to tak, jakby miała pełne prawo

- Nie mogę jechać do domu - powiedział. - Nie mogę na nią patrzeć. Co teraz będzie? Aresztują ją, czy jak? - Nie mamy dowodów - powiedział Diaz. - Jeśli bylibyśmy w Meksyku... Zamilkł i wzruszył ramionami. No tak. W Meksyku True i Susanna siedzieliby już pod kluczem, bez konieczności wniesienia oskarżenia w przeciągu siedemdziesięciu dwóch godzin. W zasadzie oskarżenia nie trzeba było wnosić dowolnie długo. Ale tu były Stany, więc to, co zeznał im pod przymusem obecnie martwy meksykański zakapior, nie miało na razie większego znaczenia. an43 354 - Ale wiemy, gdzie i czego szukać - ciągnął Diaz. - A tutaj są ludzie znacznie lepiej ode mnie znający się na rzeczy. Przekażę im sprawę. - Co? - Rip wyglądał na zaskoczonego. - To znaczy, że jesteś jakimś... agentem czy funkcjonariuszem? - Jedź do hotelu - zignorował jego pytanie Diaz. - Nie próbuj rozmawiać z żoną, jesteś teraz za bardzo podniecony. Mógłbyś ją http://www.pokrycia-dachowe.info.pl/media/ Jest bardzo podejrzliwy. - Musisz ukoić jakoś jego zbolałą duszę. Nie możemy dopuścić, by zaczął robić głupstwa. Na przykład śledzić cię przez cały dzień. - Wiem. Powiedziałam mu, że próbuję skojarzyć cię z Millą, ale ten pomysł też bardzo mu się nie spodobał. Jest strasznie wkurzony - Zajmij się nim porządnie. Jakieś postępy z Millą? - Nie sądzę. Wiesz, jaka potrafi być uparta, gdy chodzi o sprawy jej organizacji. Boi się, że jeśli zacznie się z tobą spotykać, to straci ładnych kilka dolarów od starych pryków ze specyficznym poczuciem moralności. Mogłoby się im nie spodobać, że szefowa organizacji wiąże się ze sponsorem. - Tak, dokładnie to samo od niej usłyszałem. Ale pracuj nad nią. Sam nie chcę za mocno naciskać, żeby nie wyjść na natręta.

120 - Miejmy nadzieję, że wystarczy im rozsądku, by trzymać się razem. I że żadnemu nic się nie stało. I że ktoś z nich pomyślał, by przed wyjazdem zdradzić trasę wycieczki rodzicom lub przyjaciołom. Sprawdź przyspieszały własną zagładę. Diaz wygrywał z nimi, bo świadomie stał się od nich brutalniejszy, jeszcze bardziej bezwzględny Nigdy nie obracał tej siły przeciwko tym, których postrzegał jako niewinnych. Nigdy. Milla czuła się z nim bezpieczniej niż na obsadzonym pełną załogą posterunku policji. - Dziękuję - powiedziała. - Za co? - Za pomoc. Sama nie zdołałaby tego zrobić. Ale kiedy Pavon zaczął bluzgać jadem, Diaz po prostu położył swoją dłoń na dłoni Milli i pomógł jej pociągnąć za spust. Dodał siły, odwagi i pewności. Zrobili to razem. Z jednej strony Milla wstydziła się, że nie potrafiła skończyć tego sama, z drugiej - czuła ulgę, że nie musiała polegać wyłącznie na własnej