liceum w Austin, której można było zaufać. - Hej! To tutaj!

Prawda była taka, że pan Findley jej unikał. Shelby oparła się na krześle i przypatrując liściom drzew poruszanym bryzą, sączyła lemoniadę i próbowała nie tracić szybko wyczerpującej się cierpliwości. Taktyka zaskoczenia również nie zadziałała: Findley za każdym razem był niechętny spotkaniu. Tymczasem Shelby nie próżnowała. Skontaktowała się ze swoim biurem w Seattle i dopilnowała, żeby jej nieobecność nie odbiła się na klientach. Agent, który ją zastępował, spisywał się świetnie i jej nie ponaglał „nie śpiesz się, bo wszystko jest pod kontrolą”. Shelby mu ufała. Zadzwoniła również do Lydii i dowiedziała się, że w końcu skontaktował się z nią Ben Levinson, ale kiedy wykręciła do niego numer podany przez gosposię, zgłosiła się elektroniczna sekretarka. Sfrustrowana nagrała się, podając numer w swoim hotelu, a potem poszła do biblioteki, gdzie przejrzała stare wycinki prasowe na mikrofilmach. Starała się przeczytać wszystko o rozprawie Rossa McCalluma. Nie mogła się uwolnić od myśli, że to jego wyjście z więzienia skłoniło kogoś do napisania anonimowego listu i wysłania jej zdjęcia Elizabeth. Ale kogo? I w jakim celu? I gdzie, na miłość boską, jest Elizabeth? Shelby znowu poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku - doświadczała go zawsze, ilekroć myślała o swojej córce i o tym, że nie potrafi jej odszukać. Była tak zdesperowana, że zadzwoniła nawet do Smitha. Miała nadzieję, że Nevada pozostaje w kontakcie z Levinsonem albo czegoś się dowiedział, ale on również był nieuchwytny. Nie zostawiła mu wiadomości, ponieważ zamierzała szybko wrócić do Bad Luck. Postanowiła, że wtedy go odwiedzi. Żeby porozmawiać z prawnikiem ojca, uciekła się do mniej uczciwych metod. Podsłuchała, jak jego sekretarka zamawia dla niego stolik na lunch w restauracji na River Walk, zaledwie kilka lokali dalej od tej zacienionej kafejki, i postanowiła go zaczepić. Usadowiła się w takim miejscu, żeby widzieć wejście do restauracji, w której Findley umówił się ze swoim klientem. Czekając, wypiła trzy szklanki lemoniady. http://www.pokrycia-dachowe.info.pl - Co pan robi? - spytał. - Zabieram pania Cahill do lekarza. - Nick przeszedł obok niego, nawet sie nie zatrzymujac. Marla, która czuła sie idiotycznie, spróbowała wyslizgnac sie z jego ramion, ale trzymał ja mocno. - Czy pan Cahill wie o tym? - dopytywał Lars podejrzliwie. - Mam nadzieje. - Nick szedł dalej ze sciagnieta, surowa twarza w strone swojej furgonetki. - Mam nadzieje, ¿e ktos miał dosc przytomnosci umysłu, by go poinformowac, ¿e zabieram jego ¿one do szpitala. - To... to smieszne. Potrafie chodzic - upierała sie Marla, choc nie była pewna, czy utrzyma sie na nogach ani czy jej

Nick scisnał jej dłon i ruszyli przed siebie nadbrze¿em. Znad oceanu napływała biała, lekka mgła. - Dałbym głowe, ¿e tak było. - Ale po co? - Tego własnie musimy sie dowiedziec. Na razie nie umiem odpowiedziec na to pytanie - przyznał, przyciagajac ja Sprawdź - Naprawdę? - szydził, przysuwając się do niej, tak że prawie ocierał się policzkiem o jej usta. Wyczuwał zapach 107 jej strachu: był dla niego jak afrodyzjak, powodował gigantyczną erekcję. - A mnie się wydaje, że powinnaś raczej wezwać adwokata. Skłamałaś pod przysięgą, Ruby. - Nie skłamałam. Powiedziałam, że widziałam, jak prowadziłeś wóz Nevady, i tak rzeczywiście było. - Wyszarpnęła się z jego uścisku z nadspodziewaną odwagą. Potem zamiast zmykać jak spłoszona klacz, wyciągnęła rękę za jego plecy i włożyła klucz do zamka. Próbowała otworzyć drzwi, ale Ross je blokował, a w dodatku znowu chwycił ją za rękę. Z trudem przełknęła ślinę. - Zejdź mi z drogi, Ross - warknęła. - I nigdy więcej mnie nie zaczepiaj. - A co, właśnie to robię? Zaczepiam cię? - Spodobało mu się to określenie i uśmiechnął się w duchu, kiedy zauważył, jak zbladła. Mimo że Ruby trzymała fason, sprawiała wrażenie, że zaraz zemdleje ze strachu - ku satysfakcji Rossa. Czuł się oszołomiony władzą, jaką nad nią miał. Może powinien zaciągnąć Ruby do przyczepy, spoić