W czasie każdego huraganu w ciągu ostatnich pięciu lat zarządzano

- Naprawdę żałuję, że musisz jechać, ale wiem, że masz jutro ważny dzień i musisz się wyspać. Jest mu wdzięczna, że nie namawia jej do pozostania, bo wcale nie jest pewna, czyby się nie skusiła. - Odprowadzę cię do samochodu. Laura próbuje protestować, tłumaczy mu, że powinien zostać z przyjaciółmi, ale on jej nie słucha. - Dzięki, że zostałaś - mówi, kiedy zatrzymują się przed ponad trzydziestoletnim volkswagenem garbusem, który był kultowym staruszkiem już wtedy, gdy w studenckich czasach jeździła nim jej matka. Kiedy rodzice Grace podejmowali decyzję, żeby zatrzymać go jako pamiątkę po tamtych wspaniałych dla nich czasach, pewnie nie mieli pojęcia, że kiedyś ich sytuacja zmieni się na tyle, że garbus nie będzie już tylko zabytkowym obiektem, ale środkiem lokomocji, bez którego ich córka by sobie nie poradziła. Kiedy wyprzedawali wszystko, co się tylko dało, żeby zredukować długi, któreś z nich - Laura nie pamięta już, czy mama, czy tata - w przypływie desperacji rzuciło pomysł, żeby sprzedać garbusa. Pomysł był pewnie rozsądny, zważywszy, że za dobrze utrzymanego starego volkswagena można było kupić nowy samochód średniej klasy, i jeszcze by trochę zostało. Nie zrobili tego. I Laura bardzo ich kocha za ten zwariowany romantyzm. Ale teraz, kiedy zamek garbusa się zacina, przemyka jej przez głowę, że może nie była to najmądrzejsza z decyzji. W końcu udaje jej się przekręcić kluczyk i otworzyć drzwi. Wciąż jednak nie wsiada do samochodu. A Simon zwleka z powrotem do swoich znajomych. Patrzy jej w oczy. - Co? - pyta speszona Laura. - Nic... - odpowiada cicho Simon. Laura czuje, że coś się dzieje. Jego „nic” brzmi tak samo jak jej „nic”, kiedy stali naprzeciwko siebie na dróżce do altany. Ale musi wracać do domu, jutro wstać o siódmej, o ósmej być w teatrze, o dziewiątej na scenie, przeżyć następny tydzień, znieść humory Phila Terence'a i dać z siebie na premierze jak najwięcej. A potem...? Potem? Potem, jeśli jej debiut w Giselle zakończy się sukcesem, zniesie wszystko. Nawet to, że Simon jej powie, że to „nic”, w którym doszukiwała się nie wiadomo czego, było zwykłym „nic”. I nic się za nim nie kryło. Wcale nie jest pewna, czy to zniesie, ale nie może teraz o tym myśleć, bo jutro musi wstać o siódmej, o ósmej być w teatrze, itd. Cmoka Simona w policzek, szybko wsiada do samochodu i przekręca kluczyk w stacyjce. I nic. Nie tamto „nic”, za którym kryje się wszystko, tylko zwyczajne „nic”. Silnik nie zaskakuje. Jak w kiepskich filmach. Nie, zdecydowanie nie! Na kiepskich filmach w krytycznych momentach akcji nie zaskakują silniki w nowiutkich samochodach najlepszych marek. Stary garbus jej mamy ma prawo nie zapalić za pierwszym przekręceniem kluczyka. I za drugim. Za trzecią i czwartą próbą podziw dla romantyzmu jej rodziców nieco słabnie. Simon nachyla się do okna z opuszczoną szybą. - Może mnie się uda - proponuje. http://www.pogotowie-weterynaryjne.pl/media/ Skrywane emocje zaczęły ją dławić. Nick dotykał zbyt bolesnych i osobistych spraw. – Puść! Jeszcze mocniej zacisnął palce. – Podziwiam cię, Kate. Jesteś silna i uczciwa. Większość ludzi jest zupełnie inna. Choćby Tess... Te słowa wydały jej się obrzydliwe. Czuła, jak pełzną niczym robaki wprost do jej uszu. Próbowała się mu wyrwać, kątem oka widząc, że Marilyn właśnie wyszła z zaplecza. – Powiedziałam, żebyś puścił. – Jesteś dla niego zbyt dobra, Katherine McDowell Ryan. – Otworzył dłoń. – A szkoda. Wielka szkoda. ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY

tym, jak go zabito. Wtuliła się w róg kanapy. – Wszystko stało się tak szybko. W jednej chwili byłam szczęśliwą żoną i matką, aż nagle zostałam wdową. – Zamknęła oczy, starając się uspokoić wzburzone emocje. – Jak mam sobie z tym wszystkim poradzić? Jak pogodzić się z jego śmiercią? Ciągle jeszcze widzę go półnagiego Sprawdź kamerą, ale przypomniała sobie, że już od lat nie nadają tego programu. Nie zdając sobie sprawy, jak znaczące jest jej zachowanie, Malinda obracała w palcach leżące na biurku koperty z rachunkami. Tysiąc dolarów poważnie zmniejszyłoby rachunki za leczenie ciotki Hattie. Nie, to bez sensu. Przecież nie ma czasu na prywatne lekcje. A poza tym nie wiedziała nic zarówno o tym mężczyźnie, jak i o uczeniu małych chłopców. Ale tysiąc dolarów... Wolno podniosła wzrok. - Dobrze, zgadzam się.