tylko niezbędne czynności, funkcjonowała na podstawowym

Przechylił na bok głowę, jakby rozważając propozycję. - Jeszcze nie wiem, czego chcę. Zastanowię się nad tym i dam ci znać. - Tak, cokolwiek - potwierdziła kobieta łamiącym się głosem. - Przysięgam. - Zapamiętaj to dobrze. I zapamiętaj, że nie znoszę, gdy ktoś krzywdzi moich przyjaciół. - Dobrze, senor, dobrze! Zapamiętam! Diaz praktycznie wypchnął Millę na ulicę, pobiegli przed siebie. Złapała znów za pasek mężczyzny, ściskając go z całej siły Drugą an43 221 dłoń przyłożyła do piekącego gardła: przez palce przeciekła jej ciepła krew. Diaz obejrzał się i obrzucił ją szybkim spojrzeniem. - Musimy oczyścić i zabandażować tę ranę - powiedział, patrząc na gardło Milli. - Nie jest głęboka, ale krew plami ci sukienkę. Na razie trzymaj tam dłoń. Półciężarówka stała tam, gdzie ją zostawili, ponury facet trwał na strażyWyprostował się, widząc wracających właścicieli. Zamarł, http://www.podloga-drewniana.biz.pl/media/ - Ona była w to zamieszana - powiedziała Milla. - Co? - David spojrzał na nią zszokowany an43 391 - To ona powiedziała przemytnikom o Justinie i o tym, że często chodzę na targ. Czekali na mnie. Mieli zamówienie na jasnowłosego chłopczyka. - Ale... dlaczego? - w głosie mężczyzny zabrzmiało bezbrzeżne zdziwienie. Jak kobieta, którą uważał za przyjaciółkę, mogła zrobić coś takiego? - Dla pieniędzy. - Chodziło tylko o pieniądze. - Podstępna kurwa! - prawa dłoń Davida zacisnęła się w pięść. -

- Nie, chodzi o coś innego. - Sunny skupiła się. - Mają jakieś kłopoty z prawem. - O nie, Juan pochodzi z bardzo dobrej rodziny. Wiesz, z rodziny bogatych Meksykanów. Na szczęście. Ale ojciec Rosie wcale nie jest zadowolony, że wyszła za brudasa. Carl tak ich wszystkich nazywa. Musiałam z nim walczyć, żeby tego nie robił. Juan to dobry chłopak. Odwieczne uprzedzenia. Sunny zbyt dobrze wiedziała, jak rodzą się i panują w miasteczku wielkości Prosperity. Wiele razy zastanawiała się, dlaczego nie wyjechała z tej prowincjonalnej dziury, choć w głębi duszy wiedziała. Nie okłamywała się. Została z powodu mężczyzny, który był dla niej dobry i miły. Skupiła się na wrażeniach, które odebrała z ciepłej ręki Belvy. - Ścigają ich. Mężczyźni w mundurach i z bronią... Rząd. - O Boże - wyszeptała Belva, gdy Sunny otworzyła oczy. Korpulentna kobieta z trudem przełknęła ślinę. Zmarszczyła brwi. Po jej twarzy spływał pot. - Chyba nie myśli pani, że oni uciekają i że do naszych drzwi zapuka szeryf. - Przykro mi, ale nie potrafię pani powiedzieć. Proszę spytać Rosie, gdy zadzwoni. - Oczywiście. Z tą dziewczyną zawsze były kłopoty. Jeżeli wpakowała się w tarapaty, ojciec żywcem obedrze ją ze skóry. A o zwierzętach nic pani nie wie? - Nie. - A co z prostatą Carla? - Też nie wiem. Gdybym mogła go dotknąć albo z nim porozmawiać... - O Boże, nie. Gdyby Carl wiedział, że pieniądze na życie wydaję na wróżby, chyba by mnie zabił. Przykro mi to mówić, bo pani wie, że ja w to wierzę, ale w mieście są ludzie, którzy twierdzą, że jest pani oszustką. Carl też tak uważa. Byłabym więc wdzięczna, gdyby się nie rozniosło, że byłam u pani. Sunny uśmiechnęła się. Podobne słowa słyszała z ust większości klientów. Między innymi od Carla Cunninghama. To właśnie Sunny poradziła mu, żeby poszedł do lekarza, bo zobaczyła nad jego organami ciemną plamę, która mogła się powiększać. Ale Belva nigdy się nie dowie, dlaczego zeszłej wiosny jej mąż po raz pierwszy od trzydziestu lat zdecydował się iść do lekarza. Belva sięgnęła do torebki i zostawiła na stole dwudziestodolarowy banknot. - Zadzwonię do pani. - Jej szerokie biodra ledwie zmieściły się w drzwiach starego baraku. Choć była otyła, radziła sobie z prowadzeniem gospodarstwa. Jej mąż pracował u Reksa Buchanana. Po charczącym, dwutonowym fordzie Belvy został niebieski obłok spalin i kurzu. Samochód zniknął za rozłożystymi dębami i jodłami, które odgradzały porośnięty kawałek ziemi od drogi stanowej. Sunny spędziła tutaj większość dorosłego życia i nie chciała się przeprowadzić, chociaż stary barak był zbyt mały dla jej rodziny. Na początku miała wielkie marzenia. Wychowała się na piaszczystym ranczu za miastem. Jej ojciec, Isaac Roshak, zarabiał tak niewiele, że ledwie starczało na życie. Jej piękna matka, Lily, półkrwi Indianka Cherokee, cierpiała zniewagi ze strony małej społeczności. Isaac poślubił Lily z powodu jej nieziemskiej, egzotycznej urody, ale nigdy jej nie szanował, a gdy sobie podpił, często nazywał ją suką, a potem ciągnął do sypialni i zamykał drzwi. Zza cienkiej dykty dochodziły krzyki, jęki i odgłosy rozkoszy albo bólu, których Sunny, ich jedyne dziecko, po-twornie się bała. Gdy skończyła trzy lata, Sunny zaczęła mieć wizje i sny, które najczęściej się sprawdzały. O nadprzyrodzonym darze wiedziała tylko jej matka. Nie powiedziała o tym mężowi. - Musisz zachować w tajemnicy to, co widzisz - pouczyła córeczkę Lily. - Ale tatuś... - Tylko cię wykorzysta, kochanie. Zrobi z ciebie widowisko, będzie ci kazał mówić do obcych za pieniądze. - Lily uśmiechnęła się wtedy smutno. Radość nigdy nie gościła na jej twarzy. - Niektóre rzeczy musisz zachować w sercu. - Masz tajemnice? - spytała Sunny matkę. - Kilka. Małe, ale nie zawracaj sobie tym głowy. Później Sunny odkryła sekrety matki. Okazało się, że rzeczywiście nie było to nic wielkiego. Isaac zawsze chciał mieć syna, a Lily delikatnie mu odmawiała. Nie mieli więcej dzieci. Tylko Sunny. Isaac był przekonany, że jego żona stała się bezpłodna, a Lily pozwalała mu wierzyć, że nie może zajść w ciążę. Ich kłótnie stawały się coraz gwałtowniejsze. Często oskarżał żonę o to, że nie jest kobietą i nazywał ją starą spróchniałą Indianką. Dla niego bezużyteczną. Chciał mieć synów, i to wielu, którzy pomagaliby mu na ranczu. Gdyby nie to, że był bogobojnym katolikiem, rozwiódłby się z nią natychmiast, jak tylko znalazłby prawdziwą kobietę, która urodziłaby mu chłopców i patrzyłaby na niego z uwielbieniem. Lily nie urodziła Isaakowi syna. W szafce z kosmetykami, pilnikiem do paznokci i innymi kobiecymi drobiazgami Lily trzymała kilka fiolek i butelek z ziołami, proszkami i lekarstwami, z których sporządzała śmierdzący napój, który często piła. Przez jeden dzień było jej niedobrze, a potem dostawała okres. Dużo później Sunny domyśliła się, że to, co piła matka, zabezpieczało ją przed ciążą. Isaac spędzał coraz więcej czasu w mieście, pijąc i łajdacząc się. Wracał do domu pijany i przechwalał się swoimi 16 podbojami. Mówił, że porządne białe kobiety cieszą się, że idą z nim do łóżka i nie leżą sztywno jak boskie figury. Potem zaczynał wrzeszczeć, aż w końcu zaciągał żonę do sypialni albo rzucał na kanapę. Gdy wracał, w małym domu zawsze panowała ciężka atmosfera. Ale tylko raz posunął się do tego, że pobił córkę. Miała wtedy pięć lat i przez nieuwagę rozlała wiadro mleka, które miało być odstawione na śmietanę. Sunny goniła kota, potknęła się i wpadła na odrapany stary stół, na którym stało naczynie. Chciała złapać wiadro, ale nie zdążyła. Mleko, niczym fala oceanu, wylało się z chlupotem na porysowane linoleum i rozlało się na wszystkie strony. Ojciec palił papierosa w pokoju stołowym i czytał magazyn łowiecki. Usłyszał hałas i jęk dziecka. Był w paskudnym nastroju, bo zdechła mu krowa. Zaklął, gdy zobaczył bałagan na podłodze. - Ty mała fujaro! Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz? - Przepraszam, tatusiu. - Przepraszanie nic nie zmieni. Pieniądze za masło i śmietanę przepadły! Na Boga, sprzątaj to! - wrzeszczał, wyciągając butelkę whisky, którą trzymał w kredensie nad zlewem. Na twarzy miał czerwone plamy. Wyrzucił papierosa do zlewu i nalał alkoholu do szklanki. Malutka Sunny wzięła szmatę, ale tylko rozmazała mleko po podłodze. - Do diabła, dziewucho, jesteś taka sama jak twoja matka. To przez tą indiańską krew, która w tobie płynie. - Poszedł na ganek i wziął mopa. - Zacznij od nowa. - Rzucił szczotkę w jej stronę. Ledwie złapała drewniany kij małymi paluszkami. - I zrób to porządnie. Nieźle mnie dzisiaj kosztowałaś. Sunny cała się trzęsła. Potarła mopem podłogę, ale szczotka była sucha i mleko rozmazywało się, spływało pod stół i między stare porysowane klepki. - Czy ty nic nie umiesz? - wrzasnął Isaac, klnąc na głupotę córki. - Tatusiu, staram się. - Łzy popłynęły jej po policzkach. - Więc staraj się bardziej! - Opróżnił szklankę bursztynowego płynu. Na jego twarzy malowała się czysta nienawiść. - Nie powinienem był się z nią żenić. Ale była w ciąży i myślałem, że będziesz chłopcem. - Jego usta wykrzywiły się w grymasie. - A ty jesteś dziewczyną i w dodatku niezdarą. Podłogi nawet nie umiesz zetrzeć! Lepiej się tego naucz, Sunny, bo tylko do tego się nadajesz. Babska robota. Dla Indianki. Jezu, ale ja byłem głupi, że się z nią ożeniłem! - Wlał w siebie resztę wódki, a Sunny zagryzła wargi, żeby powstrzymać łzy, które napłynęły jej do oczu. Ojciec nigdy nie zwracał się do niej tak surowo. Wiele razy przeklinał swoją żonę za to, że była taka piękna, że zaciągnęła go do ołtarza, że okazała się bezpłodna i nie mieli więcej dzieci. Sunny słyszała ich kłótnie. Ojciec przysięgał, że matka chciała tego jeszcze przed ślubem, a Lily krzyczała, że ją zgwałcił i ożenił się z nią tylko dlatego, żeby jej ojcu nie pękło serce. Kłótnie były straszne i gwałtowne. Sunny kuliła się w łóżeczku i zatykała uszy rączkami. Czuła się tak, jakby to ona była przyczyną wszystkich nieszczęść w domu. Ojciec jej nie chciał, a matka, chociaż kochała córkę, była zmuszona żyć z mężczyzną, do którego czuła wstręt. Sunny z trudem przełknęła ślinę, bo zaschło jej w gardle. Jeszcze raz przesunęła mopem, a ojciec, widząc jej daremne wysiłki, zaczął się śmiać złośliwie, jak zawsze, gdy mama mu się sprzeciwiała. - Jesteś do niczego. - Pokiwał głową. Kot zeskoczył z parapetu i zaczął rozmazywać mleczną rzekę. Isaac zaklął po nosem i z całej siły kopnął kota. - Nie! - krzyknęła Sunny. Kociak, miaucząc rozpaczliwie, poleciał nad stołem i uderzył o ścianę. Piszcząc i jęcząc opadał za furkoczącą lodówkę. Isaac odwrócił się do córki, która rzuciła szczotkę i chciała dobiec do zwierzaka. - Dokąd się wybierasz? - Kiciuś... Złapał ją za kołnierzyk sukienki. - Nic mu nie będzie - warknął. Jego oddech był gorący od whisky i dymu. - Rób, co ci kazałem i sprzątnij ten bałagan albo cię zleję, słyszysz? - Nie! - krzyknęła, a on uśmiechnął się. Sunny usiłowała się wyrwać, ale jej bose stopy ślizgały się na mokrym linoleum. Ojciec jej nie puszczał. Trzymając ją za kołnierz, powoli zaczął odpinać pasek. - Nie, tato, nie! - krzyczała Sunny. - Czas, żebyś się dowiedziała, gdzie jest twoje miejsce. Odwróć się! Drżała. Do oczu napłynęły jej łzy. - Proszę, nie... - Wierz mi, dziewczyno, to będzie mnie bolało bardziej niż ciebie. Wyciągnął pasek ze spodni. Sunny zauważyła w jego ciemnych oczach złe błyski. Pod wąsami zebrała mu się ślina. Nagle... Sunny zobaczyła, że ojciec upada na ziemię, trzymając się za klatkę piersiową wywracając oczami. Jego skóra posiniała. Nad nim stała matka. Nie kwapiła się, żeby sięgnąć po telefon, chociaż Isaac nie mógł złapać oddechu. Przeklinał ją i krzyczał, żeby wezwała pogotowie. Widzenie było tak realne, że Sunny przypomniała sobie, gdzie jest, gdy poczuła uderzenie pasa. Krzyknęła głośno i wizja zniknęła w przypływie bólu. Ugięły się pod 17 Sprawdź Diaz może mieć na myśli coś zupełnie innego. Pytał, bo wątpił w jej szczerość? A może pytał, chcąc się dowiedzieć, czy Milla należy już do niego? Nie miała pojęcia. Diaz był zbyt enigmatyczny; aby nie pogrążyć się do reszty, zdecydowała się zagrać bezpiecznie. - Jeśli chcesz przyjaciółki, to masz ją we mnie. Jak można żyć bez przyjaźni? Wzruszył ramionami, odpalając potężny silnik. - Można. No tak, więc jednak o to mu chodziło. Wątpił, że może mieć jakichkolwiek prawdziwych przyjaciół. Z jednej strony Milla czuła ulgę, a z drugiej rozczarowanie. Tak, pragnęła tego mężczyzny, ale sama nie wiedziała, czy kiedykolwiek zdobędzie się na odwagę, aby zrobić coś w tym kierunku. To byłoby jak wchodzenie do klatki