Chwilę później ciarki przebiegły jej po skórze. Kiedy się obejrzała, zobaczyła w progu

- Chcesz zniszczyć sobie drugi garnitur? - Kto by się tym przejmował? Otulił małą ręcznikiem i zaczął do niej mówić, ona coś gaworzyła w odpowiedzi i śmiała się do ojca. Klara pomyślała, że bardzo chciałaby zostać częścią życia ich obojga. - Powinienem założyć jej pieluszkę? - Najpierw trzeba spłukać pianę z główki. Bryce podał dziecko Klarze, - Ufa ci - powiedział, widząc, jak mała się do niej przytuliła. - Następnym razem skorzystaj z łazienki przy mojej sypialni. Jest tam większa wanna. - Dobrze, ale wolę kąpać się w niej z tobą. Może być interesująco. Bryce w myślach przyznał jej rację. Wstał z podłogi i sięgnął do klamki. - Zawołaj mnie, gdy będziecie gotowe. Chcę Karolinę położyć do łóżeczka. Klara zanurzyła się z dzieckiem w ciepłej wodzie. Przyszło jej na myśl, iż od czasu rozmowy z Bryce'em o jej przeszłości zachowują się jak rodzina. Wykonywanie wszystkich prac domowych przychodziło jej bez trudności, robiła to bowiem dla istot, które kochała. Nie przejmowała się, że szef w CIA może się niepokoić brakiem kontaktu. Nie miała ochoty wracać do pracy, choć zdawała sobie sprawę, iż taki stan zawieszenia nie może trwać wiecznie. Tym bardziej, że z każdym dniem czuła się coraz bardziej związana z Bryce'em. W połowie jedzenia kolacji, którą Klara dla niego zostawiła, Bryce zdał sobie sprawę, że ona dotąd nie zeszła do kuchni. Poszedł na górę, zajrzał do jej pokoju i uśmiechnął się na widok dziewczyny i dziecka zgodnie śpiących w jednym łóżku. Mała trzymała w piąstce pukiel włosów Klary, jakby broniąc się przed jej odejściem. Bryce rozumiał to uczucie, bliskie jego własnym. Pochylił się, ostrożnie wziął córeczkę na ręce i przeniósł ją do łóżeczka w pokoju dziecinnym, a potem wrócił do Klary. Ją zaniósł do swojej sypialni. - Bryce? - Przebudziła się, gdy kładł ją na łóżku. - Ćśś... - Zgasił światło i rozebrał się. - Chcę spać przy tobie, kochanie. Po prostu spać. Zdjęła koszulę i przyciągnęła go do siebie. - Jesteś pewien, że tylko spać? Nic więcej cię nie interesuje? - spytała, wsuwając dłoń pod kołdrę. - Zawsze pragnę od ciebie więcej - szepnął, wnikając w jej ciało. http://www.pizza-dobra.com.pl Osłupiała. - Pan sobie ze mnie żartuje. Lucien uniósł brew. - Bogactwo daje pewne przywileje. - Wiem, ale czy Rose nie jest dzisiaj zaproszona na piknik w Hyde Parku? Hrabia dopił kawę. - Już zawiadomiłem Roberta o odwołaniu spotkania. Później mi podziękuje, że go uratowałem. Znowu był dawnym sobą, lecz Alexandra dobrze pamiętała jego wcześniejsze zachowanie. - Może lord Belton naprawdę ją lubi? Przecież nie zmuszał go pan, żeby zaprosił Rose na piknik? To nie taniec z guwernantką, prawda? Gładkie czoło Luciena pokryły zmarszczki.

Na kieszonce białej, trochę za ciasnej bluzki widniał haft z nazwą szkoły. Zaklął w duchu. Szesnastolatka z ciałem dwudziestoletniej kobiety. Uwodzicielka od niepokalanek. Powinien mieć się na baczności. Nie pozwoli, żeby ta mała petarda go poparzyła. Zerknęła na niego z ukosa. - Przyglądałeś mi się. - Owszem - przytaknął. Zwolniła i skręciła w Lakeshore Drive. - Dlaczego? O czym myślałeś? Sprawdź Przez chwilę Santos stał sztywno, gotów odrzucić jej serdeczność i współczucie, gotów odepchnąć ją i zaprzeczyć własnym uczuciom. Wreszcie otoczył ją ramionami i ukrył twarz w pachnących włosach Glorii. - Kochałem ją - wykrztusił. - Wiem - odparła i stali tak, przytuleni do siebie, niepomni gniewnych porykiwań klaksonów. ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY Wyprawa do Dzielnicy Francuskiej odmieniła wszystko, co było dotąd między Glorią i Santosem. Tak jakby w ułamku sekundy tych dwoje obcych, choć ciekawych siebie ludzi połączyły nierozerwalne więzy. Gloria od razu zaakceptowała nową więź, Santos nie. Walczył, szarpał się jak pochwycony w sieć. Mówił sobie, że to szalone, irracjonalne i niebezpieczne uczucie. Nierealne. Powtarzał sobie, że nie mają ze sobą nic wspólnego. A przecież było mu dobrze jak jeszcze nigdy w życiu. Początkowo wystarczały im dwa, trzy krótkie spotkania w tygodniu. Przychodził pod szkołę, do biblioteki, czasami umawiali się w centrum handlowym. Zadowalali się przelotnymi pocałunkami, cieszyli się, że mogą być przez chwilę razem, że znowu się widzą. Im więcej czasu spędzali jednak razem, tym trudniej było się rozstawać. Im więcej czułości sobie dawali, tym bardziej byli siebie spragnieni. Stawali się zachłanni. I lekkomyślni. Gloria ważyła się na rzeczy, które jeszcze niedawno nawet ona uznałaby za ryzykowne. Bała się, to oczywiste. Zdawała sobie sprawę, że matka lada dzień dowie się o wszystkim. A wtedy koniec. Hope znajdzie sposób, żeby rozdzielić młodych. Lecz nawet ta perspektywa nie była dla Glorii żadną przestrogą. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby wytrzymać dwadzieścia cztery godziny, nie widząc Santosa. Był jej potrzebny jak słońce i powietrze. Bez niego uschłaby i umarła. Uciekała się do pomocy Liz. Ilekroć spotykała się z ukochanym, przyjaciółka ją kryła. Tak jak dzisiejszego wieczoru. Czekał na nią na zapleczu kina, gdzie jakoby wybrała się z Liz. Pojechali do Lafreniere Park, zaparkowali w odludnym miejscu na wyłączonych światłach. Gloria rzuciła mu się na szyję ze śmiechem.