nikt nie śmie mu się narażać.

tak myśleć. - Dlaczego wyłamałeś drzwi? - Słucham? - Pytałam, dlaczego wyważyłeś drzwi? - Bo nie otwierałaś i... - I dlaczego powiedziałeś „mamy kłopot”? Przecież lady Welkins to moje zmartwienie. - Na litość boską, Alexandro! - Wziął głęboki oddech. - Fiona zagroziła, że przysporzy ci kłopotów, jeśli... Ostatni fragment układanki trafił na swoje miejsce. - Jeśli nie zgodzisz się ożenić z Rose. Zamrugał. - Skąd wiesz? - Mam oczy i uszy. Spędziłam z twoimi krewniaczkami więcej czasu niż ty. Ujął jej dłoń. Jego ręce były ciepłe i silne. - Alexandro, moje nazwisko może cię ochronić. Nawet jeśli lady Welkins i Fiona zaczną rozsiewać głupie plotki, nikt nie śmie się do ciebie zbliżyć, jeśli... będziesz moją żoną. Wyjdź za mnie, proszę. Oświadczyny szły mu coraz lepiej. W głębi duszy pragnęła paść mu w ramiona i pozwolić, żeby się nią zaopiekował. Z drugiej strony, rozum podpowiadał, że nie należy http://www.pappatore.pl/media/ Zmarszczyła brwi. Lord Kilcairn nie należy do niej, podobnie jak ona do niego, co jasno dała mu do zrozumienia. I wcale nie jest zazdrosna o siedemnastoletnią dziewczynę. W żadnym razie. Przed narożną piekarnią stał tłumek ludzi, który zmusił Rose do zwolnienia kroku, tak że Alexandra wreszcie ją dogoniła. - Nie pędź tak, proszę. Czuję się jak koń na wyścigach. - Widząc niepewną minę dziewczyny, przypomniała sobie, że jej głównym obowiązkiem jest dbałość o dobre samopoczucie podopiecznej. - Kupimy sobie ciastko? - Mama by tego nie pochwaliła. - Nic jej nie powiemy. Rose uśmiechnęła się z przymusem. - Dobrze. Alexandra ustawiła się za nią w kolejce i... zamarła na widok kobiety idącej ulicą.

- Kuzynka grzecznie prosi pana o radę, milordzie. Hrabia uniósł brew. - Dobrze. Zostanę. Obrzucił ją spojrzeniem, po czym przeszedł przez pracownię i opadł na jedno z krzeseł. Najwyraźniej dobrze się bawił. Odwróciła się do niego plecami i pozwoliła madame Charbonne dokończyć mierzenie. Sprawdź - Nie będzie trzeba. - Skrzywił się. - Poza tym powiedziała pani, że nikogo nie wezwie. Dała pani obietnicę... - Wiem i bardzo mi przykro, że zamierzam ją złamać, ale wolę nie dotrzymać słowa, niż pozwolić ci umrzeć. - Lily podniosła wzrok. - Jesteś za młody, żeby umierać, młody człowieku. W oczach chłopca pojawiła się panika. - O czym pani mówi? - Uspokój się. Naprawdę nic ci tu nie grozi. Mieszkam sama. Nazywam się Lily Pierron, ale możesz mi mówić miss Lily, albo, jeśli wolisz, ciociu Lily. - Nie zamierzam tutaj zostać tak długo, żeby się zastanawiać, jak mam do pani mówić. - Spróbował wstać, ale ból w nodze okazał się zbyt dokuczliwy. Zaklął i opadł bezsilnie na krzesło. W tej samej chwili odezwał się dzwonek przy drzwiach frontowych, zwiastując przyjazd doktora. - Nie otwieraj! - Chwycił ją za rękę. - Proszę. Lily. Uścisnęła uspokajająco jego dłoń i wstała. - Wybacz... muszę. Zobaczysz, że jeszcze mi za to podziękujesz. I przyrzekam, że wszystko będzie dobrze. Chłopiec znowu zaklął. - Obydwoje wiemy, ile warte są twoje przyrzeczenia, prawda? Puściła mimo uszu kąśliwą uwagę. - Muszę wiedzieć, jak się nazywasz.