Ojciec przykucnął obok niej.

- Jest tyranem. Cała rodzina ze strony jego ojca to tyrani. Dzięki Bogu, że większość z nich nie żyje! - Mamo, chcę nową suknię - odezwała się Rose płaczliwym głosem. - Proszę, jedźmy już, zanim kuzyn Lucien wróci i zmieni zdanie. - Właśnie - poparła ją guwernantka. Z lekkim westchnieniem usadowiła się w imponującym pojeździe. Pani Delacroix zajęła miejsce naprzeciwko, nie przestając narzekać, że czuje się jak więzień, który już nigdy nie ujrzy światła dziennego. Alexandra uścisnęła dłoń Rose, która usiadła obok niej. - Znasz madame Charbonne? - spytała dziewczyna. Oczy błyszczały jej z podniecenia. - Słyszałam o niej. Podobno jest najlepszą krawcową w całej Anglii. Nie wiem, jak lord Kilcairn zdołał nas z nią umówić. - Bo jest tyranem - wtrąciła pani Delacroix, wyglądając przez szczelinę w zasłonach. - Och, jakie piękne koronki! A ja nie mogę obejrzeć ich z bliska. Zaczęła wachlować się chusteczką. Jeszcze będą z nią kłopoty, pomyślała Alexandra. Nawet jeśli Rose zabłyśnie w towarzystwie jak najjaśniejszy brylant, każdy, kto zobaczy i usłyszy jej matkę, natychmiast ucieknie przerażony. Cóż, zrobi co w jej mocy, ale lord Kilcairn nie powinien oczekiwać za wiele. Karoca zakołysała się i zatrzymała. Lokaj zeskoczył ze swojego miejsca na tyle pojazdu, otworzył drzwi i wysunął schodki. Oczom Alexandry ukazała się Bond Street, pełna sklepów, w których bogacze mogli zaspokoić wszelkie kaprysy. Chodniki nie były zbyt http://www.panilogopedia.pl — Nasza Niania jest jednak inna — powiedział szep- tem pan Fields. — Tak, ona nie zachowuje się jak zwykła maszyna. Przypomina raczej osobę. Żywą istotę. No, ale w porów- naniu z robotami innego typu ma przecież wyjątkowo złożoną konstrukcję. Nie może być inaczej. Podobno jest nawet bardziej skomplikowana od robotów pracujących w kuchni. — Bądź co bądź, kosztowała nas niemało — stwierdził Tom. — Faktycznie — odpowiedziała cicho Mary. — Ona rzeczywiście przypomina żywą istotę. W głosie pani Fields pobrzmiewała jakaś dziwna nuta.

i uniemożliwię dziedziczenie potomstwu Rose. Otóż oświadczam, że zupełnie nie nadajesz się do tego celu.” - Uśmiechnęła się mimo woli. - „Drugą kwestię też rozwiązałem ku twojej satysfakcji, stosownie zmieniając testament. Krótko mówiąc, dzieci Rose tak czy inaczej dostaną po mnie wszystko.” Przestała czytać. - To jakiś żart - powiedziała na głos. - Z pewnością. Sprawdź Uśmiechnęła się miło. - Proszę mi powiedzieć, panno Delacroix, co najbardziej pani w sobie lubi? - O, rany. - Młoda dama poczerwieniała. - Mama twierdzi, że moją najcenniejszą rzeczą jest wygląd. - Mogłabyś wyrażać się ściślej - wtrącił hrabia, unosząc brew. - Wygląd to twoja jedyna... - Ma pani siedemnaście lat? - przerwała mu Alexandra. Wolałaby, żeby zajął się jedzeniem. Mężczyzna łypnął na nią z ukosa, po czym sięgnął po gazetę i rozpostarł ją przed sobą. Odebrała to jako znak, że będzie starał się zachowywać przyzwoicie. Po tym pierwszym małym zwycięstwie przebiegł ją dreszcz. - Za pięć tygodni kończę osiemnaście. Rose zerknęła płochliwie na zadrukowaną płachtę, która chroniła ją przed wzrokiem