gwiazdą na firmamencie miejscowej policji, ale potem jego gwiazda zgasła.

– No... ja. Hayes spojrzał na podjazd – stał tam pikap z plandeką na pace i błyszczący lexus. – A to czyje? – Nissan jest mój – odpowiedział mąż i Yolanda posłała mu zabójcze spojrzenie. – Yolanda jeździ lexusem. Chevrolet to dodatkowy wóz, kupiliśmy go od Carlosa, bo był tani. Ostatnio często pożyczał go Fernando. – Mieszka tutaj? – zapytała Martinez. Yolanda gniewnie zacisnęła usta, ale Sebastian skinął głową i odpowiedział za nią: – Najczęściej. – Ma inny samochód? – Martinez wyjęła notesik i zapisała te informacje. – Jest w warsztacie; czeka na nową skrzynię biegów. Nie wie jeszcze, czy mu się to opłaci. – A gdzie teraz jest Fernando? – Martinez z niepokojem spojrzała na psa. Stał na tylnych łapach i łypał zza siatki. – Nie wiem. – Yolanda ze strachem zerknęła na uliczkę, jakby się spodziewała, że brat pojawi się lada chwila. – Pracuje? – spytała Martinez. – I uczy się – odparł Sebastian i objął Yolandę potężnym ramieniem. – Chodzi na wieczorowe zajęcia w college’u. Moja żona też. Zazwyczaj chodzi na uczelnię po pracy. Pracuje w restauracji, Blue Burro, ale dzisiaj tam nie poszedł, dzwonił i powiedział, że jedzie http://www.ostomatologii.pl/media/ ogrodnik przyjdzie dopiero za kilka dni, Leland wyjechał – znowu kokietował ważnego klienta w Palm Springs. Zbiegła z marmurowych schodów, przemknęła przez salonik i patio. Dirk szczekał jak szalony, a psy sąsiadów odpowiadały mu piskliwym skowytem. – Dosyć tego! – mruknęła. Zaprowadziła psa do domu, wepchnęła go do schowka i zamknęła drzwi. Chciała pobyć sama, bez psa, którego jazgot przyprawiał ją o ból głowy. Ostatnio spędza więcej czasu z psem męża niż z nim samym. Zerknęła na lodówkę i pomyślała o musie czekoladowym, który czekał na półce. To był jej stary rytuał. Co tydzień kupowała inny wymyślny smakołyk i wstawiała do lodówki, na trzecią półkę. Pozwalała sobie na jeden kęs czystej rozkoszy, resztę zostawiała, aż zwiędnie, opadnie. Bezy cytrynowe, krem koksowy, creme brulee, toffi, ekierki. Wszystkie królowały na szklanej półce na wysokości wzroku, by w sobotę wylądować w śmietniku.

życie się waliło, chciałam... Chciałam uciec. Bentz nie uwierzył, nie mógł. – Więc kto siedział za kierownicą? – zapytał. – Co za kobieta miała na palcach twoją biżuterię? Kogo znajdę w twojej trumnie? Co? Znalazłaś sobowtóra, kazałaś jej jechać twoim samochodem i spowodowałaś wypadek? – Pokręcił głową. – Kiepska historyjka. – Nie wierzył w ani jedno słowo z tej bajeczki. Sprawdź tego, co musisz. Ja sobie poradzę. Nie chcę, żebyś wiecznie mi zarzucał, że wróciłeś przeze mnie i dlatego nie dokończyłeś pewnych spraw. O nie. – Skończę jak najszybciej – obiecał. Rozłączyli się i miał wrażenie, że O1ivia czegoś mu nie mówi. Wyczuwał, że coś się dzieje, i martwił się, zważywszy na wydarzenia w Kalifornii. Nowy Orlean leży na drugim krańcu kontynentu, ale przecież widział Jennifer także w Luizjanie, i to nie raz, a akt zgonu przesłano na posterunek w Nowym Orleanie, więc ten, kto za tym wszystkim stoi, zapewne wie, że jest żonaty. Bentz zdawał sobie sprawę, że to on jest celem tajemniczego prześladowcy, ale najłatwiej jest kogoś zranić, krzywdząc jego najbliższych, i ta świadomość jeszcze potęgowała frustrację. Choć bardzo mu się to nie podobało, obawiał się, że Kristi i O1ivia mogą być w niebezpieczeństwie.