O północy obie skończą dwadzieścia jeden lat. W końcu będą pełnoletnie!

Wszyscy, co do jednego, ale Bentz... byłam na tyle głupia, że mu zaufałam, i to dwukrotnie, a on zostawił mnie samą, całkiem samą... – Wzdrygnęła się, jakby zdała sobie sprawę, że powiedziała za dużo, i ponownie skupiła się na O1ivii. – Powinnam była cię potraktować paralizatorem! – Przepłynęło kolejne zdjęcie, na którym była ona i Bentz. Pisnęła rozpaczliwie i wyjęła je z wody. Mało brakowało, by mocując się z zamkiem, upuściła klucze. – Ale chciałam, żebyś walczyła, chciałam, żeby RJ zobaczył, jak rozpaczliwie szukasz powietrza, a teraz... – Jęknęła. Klucze wysunęły się z jej dłoni, wpadły do klatki. W panice wsunęła rękę między pręty, żeby je wyłowić. O1ivia wyczuła swoją szansę. Odepchnęła porywaczkę. Jeśli uda jej się wyłowić klucze i otworzyć furtę, może dotrze do schodów... Łódź zaskrzypiała głośno, ponuro. Światła zamigotały. O1ivia miała serce w gardle. Teraz albo nigdy! Nabrała tchu, zobaczyła klucze na ziemi, zanurkowała. Włosy i ubranie unosiły się wokół niej jak chmura. Klucze kusiły na dnie. Z przerażeniem zobaczyła rękę porywaczki wijącą się między prętami i zahaczającą palcem o klucz! Nie, pomyślała. Płuca ją paliły, brzuch bolał. Nie! Wynurzyła się w tej samej chwili co porywaczka, wysunęła ręce spomiędzy prętów, http://www.ortopedyka.net.pl/media/ nie wszystko układa się po naszej myśli. Skrzywiła się. – No to masz pecha, Brad – syknęła. Bentz niemal widział, jak obracają się trybiki w jej umyśle. – A tak przy okazji, żądam adwokata. Nie powiem ani słowa, póki nie zawrzemy ugody. Martinez przystanęła przy biurku Hayesa i podała mu powiększone zdjęcia Olivii. – Oto, co im się udało zrobić w laboratorium. Technicy przeanalizowali fotografię, powiększyli ją i wyostrzyli, szukając najmniejszych szczegółów i ukrytych elementów. – Wysłali ci to pocztą elektroniczną. – Mam – mruknął Hayes. Padał ze zmęczenia. Porównał oba obrazy – na monitorze i na papierze. – To łódź – ciągnęła Martinez. Dotknęła opuszką palca miejsca za głową O1ivii. –

– Jaskiel sugerowała, żebym przeszedł na emeryturę. – Skrzywił się na samą myśl. – I rozkoszował się resztką życia. Montoya się żachnął. – Nie masz jeszcze nawet pięćdziesiątki. Spora ta resztka. Trzydzieści, czterdzieści lat wypadów na ryby, meczów w telewizji i leniuchowania. – Nieważne. Sprawdź Dokoła trzaskały aparaty fotograficzne, kamerzysta filmował wszystko, ktoś inny pochylał się nad taśmą mierniczą. Hayes podniósł wzrok w poszukiwaniu kamery przemysłowej, ale urządzenie było zepsute; obiektyw zwisał smętnie z zardzewiałego drąga. Tyle, jeśli chodzi o zapis na taśmie filmowej. Martinez, drobna kobieta o wściekle rudych włosach i ostrym języku, stała w drzwiach ósemki i energicznie machała do Hayesa. – Spójrz tylko – powiedziała z ledwie słyszalnym hiszpańskim akcentem. – Ale ostrzegam, to nie jest przyjemny widok. Hayes przygotował się i w pierwszej chwili nie patrzył na ofiary. Wbił wzrok w zakurzoną cementową posadzkę, a na niej – rzędy słoików z gwoździami, połamany leżak... Nawet teraz, po tylu latach, nie przywykł do widoku zwłok. Drażniły go widok i zapach, wdzierały się pod skórę, do mózgu, nie dawały spokoju całymi dniami. Zazwyczaj udawało mu się to ukryć.