świata! Może jestem tylko zwykłą dziewczyną z małego

nowe wieści od Gavina? - Tylko wspomniał, Ŝe ostatni list, jak i wszystkie inne, napisała ta sama osoba. Mark skinął głową. Tego się właśnie obawiał. - Przepraszam, panie Hartman. Obok ich stolika stała młoda dziewczyna. - Tak? - Mark uniósł się z miejsca. - Czytałam ogłoszenie w dzisiejszej gazecie - rzekła. -Czy ta praca wciąŜ jest aktualna? - O jakiej pracy pani mówi? Dziewczyna dziwnie na niego spojrzała, po czym wyjaśniła: - Praca niańki. Poszukuje pan, a ja mam duŜe doś... - Zaszła jakaś pomyłka. śadnego ogłoszenia nie zamieszczałem. - W takim razie bardzo przepraszam, Ŝe pana niepokoiłam. Mark przez chwilę podąŜał za nią wzrokiem, po czym rzekł: - Wybacz, muszę zadzwonić, wyjaśnić to. Po paru minutach wrócił zasępiony. - No? - zapytał Jake. - Pomyłka? - Nie - odparł Mark z westchnieniem. - Przed paroma dniami Alli zaniosła im tekst. http://www.orto-optyk.pl - Och, moja droga Clemency! - Pani Stoneham zbliżyła się do niej i objęła ją czule. Przybyła wybuchnęła ze zdenerwowania płaczem i przez kilka chwil słychać było jedynie żałosne odgłosy szlochu i niewyraźnie wypowiada¬nych słów. - Bessy, przynieś proszę herbatę i ciastka dla panny Clemency. - Pani Stoneham poklepała dziewczynę pociesza-jąco po ramieniu i spojrzała na nią z troską. - Clemency, najdroższa, jesteś cała zziębnięta. Chodź tu bliżej, usiądź i zdejmij kapelusz. Opowiedz teraz, co się stało. Mam nadzieję, że mama czuje się dobrze. Dziewczyna kiwnęła głową i przełknęła ślinę. Trochę czasu zajęło jej naświetlenie pełnego obrazu sytuacji, ale i tak pani Stoneham ledwie mogła w to uwierzyć. - Przejechałaś taki kawał drogi na zwykłym wozie? - zapytała. Wydawała się bardziej przejmować warunkami, w jakich kuzynka podróżowała, niż powodem, dla którego uciekła z domu. - Tak. Bałam się, że mnie odnajdą, jeśli wynajmę powóz. Dlatego rozsądniejsze wydało mi się wybranie czegoś skrom¬niejszego. Wuj mojej pokojówki ma małą firmę przewozową i zgodził się mnie tutaj przywieźć. Poza tym tak wyszło taniej - skończyła rzeczowo. - Nie zostało mi wiele kieszonkowego, a nie chciałam wzbudzać podejrzeń, prosząc mamę o więcej. Pani Stoneham, której myśli przed przybyciem Clemency krążyły jedynie wokół śmierci męża, ożywiła się. - I przyjechałaś tu sama? - Tak, kuzynko Anne. Nie chciałam sprawiać kłopotów Sally, mojej pokojówce. Naturalnie, zostawiłam dla mamy list, ale nie powiedziałam nikomu, dokąd się wybieram. Wie o tym tylko Sally, ale jestem pewna, że mnie nie zdradzi. - Nie powiem, nawet gdyby rozszarpywano mnie na kawałki - obiecała dziewczyna, gdy Clemency błagała ją o dyskrecję. Nawiasem mówiąc, dostała za to trzy funty, ale i bez tego dochowałaby tajemnicy. Nie dbała bowiem o panią Hastings-Whinborough, a Clemency wystawiła jej dobre preferencje na wypadek, gdyby nagle znalazła się bez pracy. Miały utrzymywać kontakt przez wuja Sally. Pani Stoneham zaczęła się śmiać. Te śliczne błękitne oczy i złote loki kryły głowę nie od parady - dziewczyna okazała się nad wyraz inteligentna i pomysłowa. Zniszczyła nawet notes ojca z jej aktualnym adresem, wątpliwe więc, aby poszukiwania pani Hastings-Whinborough poszły tym tro¬pem, nawet jeśli zapamiętała, iż pani Stoneham się prze¬prowadziła. Bessy przyniosła herbatę i ciastka i pani domu zauważyła z przyjemnością, że blade policzki Clemency nieco się zaróżowiły. - Nie martw się, moja droga, nie każę ci wracać do matki - uspokoiła ją. - Coś podobnego przydarzyło mi się, gdy byłam w twoim wieku, jeszcze zanim poznałam mojego kochanego Roberta. - Tu westchnęła i ze smutkiem przyjrzała się czarnej sukni, ale zaraz podniosła głowę i ciągnęła weselszym tonem: - Nie zapomniałam obezwładniającego uczucia bezsilności i gniewu, gdy potraktowano mnie jak jakąś bezwolną rzecz. Na szczęście człowiek ten umarł, zanim urzeczywistniły się plany ślubu. Wątpię, abym się zdobyła na tyle odwagi co ty. Clemency tymczasem trochę się odprężyła i wzięła kolejne ciastko.

- Nie, oczywiście, że nie. - Zaczerwieniła się. - Nie wiem, co się stało. - Być może nie daje sobie pani rady z moimi dziećmi. Zmęczyły panią wczoraj, nieprawdaż? Nerwowo wygładziła bluzkę. - Pierwszy dzień w nowej rodzinie nigdy nie bywa łatwy, Sprawdź - Proszę się nie martwić. - Towarzysz poklepał ją po dłoni. - Przy mnie nic pani nie grozi. Chodźmy popatrzeć na tańce, przyłączy się pani? Tańczących otaczał wianuszek starszych mieszkańców wioski, którzy śmiali się i rozmawiali z ożywieniem. Arabella rozpoznała kilka twarzy i nagle poczuła się bezpieczniej. - Tak, zatańczmy - odparła. - Więc chodźmy. - Mark pomógł jej zdjąć płaszcz i położył go na pniu drzewa, po czym wyciągnął do niej rękę. Kuchni w Candover Court nie modernizowano od czasu, kiedy powstała. Wiek temu ktoś dobudował tylko ruchomy ruszt w palenisku, ale wciąż wisiała nad nim stara metalowa konstrukcja do zawieszania kotłów i garnków, zaś rożen, i taca do zbierania tłuszczu nadal znajdowały się w tym samym miejscu co przed dwustu laty. Kiedy Clemency skradała się ze świeczką, osłaniając dłonią płomień, widziała przed sobą jedynie żarzące się węgle w palenisku. Nie dostrzegła stojącej obok, zastygłej w bezruchu ciemnej postaci. Podniosła świeczkę i przebiegła ręką po framudze w poszukiwaniu klucza. Dzięki Bogu! Włożyła po cichu klucz do zamka i miała go właśnie przekręcić, gdy ktoś chwycił ją za ramię. Clemency wydała okrzyk przerażenia, lecz natychmiast druga ręka mężczyzny zasłoniła jej usta. W panice upuściła świeczkę i pomieszczenie pogrążyło się w ciemnościach. - A dokąd to się pani wybiera? - Och, milordzie! - Clemency zdała sobie sprawę, że jej serce wali jak oszalałe. - No więc? - Lysander schylił się, puszczając Clemency, podniósł świecę i ponownie ją zapalił. Wyglądał wyjątkowo groźnie. Ciemne oczy patrzyły srogo, a zaciśnięte usta przypominały cienką kreskę. Chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie, przystawiając świeczkę do jej twarzy. - Czy przypadkiem nie na spotkanie z pewnym dżentelmenem? - Co... co ma pan na myśli? - Mnie pani nie oszuka. Panna Baverstock ostrzegła mnie, że ostrzy pani sobie zęby na jej brata. Mark, planując dziś rano wcześniejszy wyjazd z Candover Court, z pewnoś¬cią przekonał śliczną pannę Stoneham, że będzie jej lepiej pod jego opieką. Co takiego pani obiecał? Paryż? Lożę w operze? Clemency słuchała jego przemowy z niedowierzaniem, lecz nagle gniew wziął górę nad wszystkim. - Czy pan naprawdę myśli, że uciekłabym z tym... z taką kreaturą? - wrzasnęła. - Pan chyba postradał zmysły.