- On i czterdziestu siedmiu podobnych świrów. Później telefonowało

Zapięła pasy i automatycznie włączyła syrenę. – Nie rozumiem – mamrotał Chuckie. – Strzelanina w szkole? U nas nie zdarzają się takie rzeczy. – Zostaw radio na kanale trzecim. Będą podawać wszystkie meldunki. – Wrzuciła bieg i zjechała na jezdnię. Byli na Main Street, dobre piętnaście minut jazdy od K-8. A Rainie wiedziała, że w ciągu kwadransa może się dużo wydarzyć. – To niemożliwe – nie przestawał bełkotać Chuckie. – Do diabła, nie mamy tu nawet gangów, narkotyków. A co dopiero mówić o morderstwach. Dyspozytorce musiało się coś pomylić. – Taaak – odparła cicho Rainie, choć dzwonienie w uszach nasilało się. Całe lata nie słyszała tego dźwięku. Całe lata, od czasu, gdy jako mała dziewczynka wracała ze szkoły, wiedząc od pierwszego kroku na schodach, że matka już piła i będą kłopoty. Jesteś teraz gliną, Rainie. Wszystko w twoich rękach. Nagle strasznie zatęskniła za butelką piwa. Radio znowu zatrzeszczało. Gdy Rainie przejeżdżała przez pierwsze światła na Main Street, odezwał się głos szeryfa Shepa O’Grady. – Jeden pięć, jeden pięć, gdzie jesteś? – Dwanaście minut od celu – odpowiedziała Rainie, wymijając źle zaparkowany samochód i z trudem przeciskając się obok następnego. – Jeden pięć, przełącz się na kanał czwarty. http://www.optyktwojeoczy.pl/media/ odpowiedzi na moje pytania. Im wcześniej zacznie pan mówić, tym prędzej oboje będziemy mogli wrócić do swoich spraw. Amity zmarszczył brwi. W połączeniu ze wzrostem spojrzenie to działało na jego korzyść. Rainie zrozumiała, że kiedy Amity wysiada z radiowozu, większość przestępców posłusznie pada na chodnik i wyciąga ręce do założenia kajdanek. Będąc kobietą, nigdy nie miała takiej przewagi. Najczęściej musiała siłą powalać łobuzów na ziemię. Robiła karierę dzięki temu, że była zawsze gotowa do walki. Amity wciąż robił groźne wrażenie. Skrzyżował ręce na piersi. Czekał. Czekał. Wreszcie westchnął i zdecydował się poddać. - Zgłoszę się w centrali - powiedział. - Potem spotkamy się u mnie. Rainie skinęła. Nie była głupia, więc poszła za nim. Żeby nie wymknął się tylnym wyjściem. Pięć minut później usiedli naprzeciwko siebie przy

z kimś osobiście, proszę szczególnie uważać. Byłam w tamtym domu w Filadelfii. Na zdjęciu nie widać nawet jednej dziesiątej tego, co on tam zro¬ bił. - Co pani zamierza? Rainie uśmiechnęła się do de Beersa. - Mój klient ma jeszcze jedną córkę. Chcę dopilnować, żeby tak zostało. Sprawdź - Bardzo się starałem, jeśli o nią chodzi. Wiem, nie zawsze zgadzaliśmy się co do metod wychowawczych, ale oboje kochaliśmy Mandy. Pragnęliśmy dla niej wszystkiego, co najlepsze. Dalibyśmy jej... cały świat, gdyby to było możliwe. A ona się upiła, wsiadła za kółko i zabiła dwie osoby. Kocham ją. Tęsknię za nią. Ale czasami... Czasami jestem na nią tak bardzo zły! Znowu pomyślał o telefonie Sancheza, o tym, jak dłonie zacisnęły się mu w pięści, a całe ciało zesztywniało. Uświadomił sobie, że wciąż jest zły. Był wściekły. Wściekłość tkwiła w nim tak głęboko, że powrót do normalności zajmie mu ładnych parę lat. - Bethie - podjął ostatnią próbę - czy ty też jesteś czasem zła? Była żona nie odpowiedziała od razu. Potem sama zadała mu pytanie, a jej głos brzmiał jakoś dziwnie. - Pierce, uważasz, że kiedy człowiekowi przeszczepiają cudzy organ, to