albo Wenus ze zwierciadłem.

prawdy... - Tam nie było telefonu... - Imogen z każdym słowem szlochała coraz głośniej. - Na tym przecież polegał cały pomysł z Cichym Pokojem, prawda? Żadnych telefonów, cisza i spokój. Ale ja powiedziałam mamie, że idę się zabić. Nie, wcale nie miałam takiego zamiaru i to właśnie było najpodlejsze... Bo wcześniej miewałam takie skłonności i kilka razy próbowałam, ale nie tym razem... Jestem zwykła świnia, i tyle... Wredna, zepsuta egoistka... - I zamknęłaś drzwi na klucz, więc nie mogła wyjść, żeby cię uratować. Usta dziewczyny wykrzywiły się znowu, łzy mieszały się z wydzieliną z nosa. Tym razem Imogen nawet nie próbowała wytrzeć twarzy, wyraźnie jej nie zależało. - Dlatego została jej tylko jedna droga - ciągnął nieubłaganie Matthew. - Przez balkon... Balkon, którego tak się bała. - Pewnie próbowała zejść. - Głos Imogen sprawiał wrażenie małego, żywego stworzenia, które próbuje wpełznąć z powrotem do jej ust. - Chciała mnie powstrzymać, więc wdrapała się na balustradę... - Już tylko ledwie dosłyszalny szept. - I spadła. Matthew wiedział, czego się po nim spodziewała: zapewnienia, http://www.odziez-medyczna.com.pl/media/ Lorenzo był znany jako waleczny i bezwzględny przeciwnik. Inni mężczyźni szanowali go i obawiali się jednocześnie. Był z pewnością najbardziej pożądanym kawalerem we Włoszech. Kolumny plotkarskich magazynów wypełniały domniemania, która z wysoko urodzonych, młodych kobiet zostanie jego wybranką. Chętnych, by dzielić z księciem tytuł i dobrobyt, nie brakowało. A jednak, pomimo trzydziestki, Lorenzo zdołał do tej pory uniknąć formalnych zobowiązań. Lorenzo popatrzył na żonę swojego zmarłego kuzyna. Czuł w stosunku do niej tylko pogardę i nienawiść. Właściwie gardził większością kobiet. Ze swoich dotychczasowych doświadczeń wiedział, że są gotowe dać mu, czego chciał, ze względu na jego stan posiadania, nie przywiązując żadnej wagi do jego wnętrza. Pociągało je bogactwo, tytuł, atrakcyjne ciało. To, kim naprawdę był, zupełnie się dla nich nie liczyło. Jego myśli, przekonania, wszystko to, co ukształtowało go jako człowieka, nie miało najmniejszego znaczenia. Liczyły się pieniądze i pozycja. - Nie masz wyboru, Lorenzo - powtórzyła Caterina miękko. - Jeżeli chcesz Castillo, musisz mnie poślubić. Lorenzo skrzywił się szyderczo. - Muszę się ożenić, zgoda - odpowiedział lekko. - Ale nigdzie nie jest powiedziane, że ożenię się z tobą. Z pewnością nie przeczytałaś testamentu babki zbyt dokładnie. Pobladła twarz i zwężone oczy Cateriny zdradzały zmieszanie i niedowierzanie. - Jak to?! Oczywiście, że go czytałam! Sama go dyktowałam! Ja... - Powtarzam, nie przeczytałaś go dość dokładnie. Inaczej wiedziałabyś, że jest tam tylko mowa o moim ożenku w ciągu sześciu tygodni po śmierci testatorki. Nie wspomina się natomiast o tym, kogo mam poślubić. Caterina patrzyła na niego, niezdolna ukryć złości. Prawdziwa natura ujawniona w całej pełni odebrała jej urodę młodości i wyglądała w tej chwili jak zła wiedźma, co w rzeczy samej nie było wcale dalekie od prawdy. - Nie, to nieprawda! Zmieniłeś go... ty i ten... ten notariusz! Gdzie to jest? Pokaż! - Porwała rzucony wcześniej na stół dokument i kiedy czytała, jej twarz pobielała ze złości. - Zmieniłeś go! Jakoś ci się udało! Ona chciała, żebyś poślubił mnie! - krzyczała w histerycznej wściekłości. - Nie. - Lorenzo spojrzał na nią obojętnie. - Babka chciała dać mi to, o czym, jak sądziła, marzyłem. I z pewnością nie chodziło tu o ciebie. Lorenzo stał w migotliwym świetle staromodnych pochodni i ruch jego głowy został odbity i powtórzony w rzucanych przez nie cieniach.

- Obawiam się, że jest. A więc nie chodziło o bycie razem. Przetrawiała tę bolesną informację w milczeniu. Teraz, kiedy wiedziała, że jej zarzuty były niesłuszne, czuła się w jego towarzystwie znacznie mniej bezpiecznie. Musiała przyznać, że Edward jest człowiekiem prawym, nawet jeżeli mu na niej nie zależy. Dlatego właśnie nie mogła sobie pozwolić na popełnienie głupstwa. - Doceniam twoją troskę - starała się, by jej głos zabrzmiał chłodno i spokojnie. - Ale najbezpieczniejsza będę w domu. - Nie mogę tak ryzykować - odpowiedział szczerze. - Być może wiesz, że Zuran inwestuje dochody z ropy w przekształcenie kraju w turystyczną stolicę świata. Jeżeli chcemy osiągnąć ten cel, musimy zapewnić naszym gościom pełne bezpieczeństwo. Gdyby cię śledzono i zaatakowano, natychmiast Sprawdź - W tym chcesz iść? - zapytała Parker, nawet nie kryjąc niesmaku. -Uhm. Parker pokręciła głową. - Masz jeszcze czas. Przebierz się. - Nie ma mowy. Nie wpakowałabym się w to wariactwo, gdybym nie ratowała ciebie przed tym walniętym księciem, prawda? Parker bynajmniej się nie przejęła. - Na początku tak było, ale później raczej już tak nie myślałaś. - Parker, zostaw ją - wtrąciła się Cara. - Widzisz - uśmiechnęła się Shey. - Cara dobrze wie, że ten strój skutecznie go do mnie zrazi.