- Zakończyło się sporym wstydem.

linii kończącej się bezpośrednio przed Keys. Mieli się więc spotkać na terytorium Hectora, choć najczęstszym obszarem jego działania było samo Miami i jego okolice. Hector powiedział kiedyś Dane'owi, że same popełniane tam zabójstwa wystarczają, by zapewnić zajęcie całym rzeszom policjantów. Wcale jednak nie uważał, że jego ukochane 113 hrabstwo jest takie straszne. Po prostu w dużych skupiskach ludzi wszystko się zdarza. Takie, niestety, jest życie. Poza tym w Miami-Dade poważniejszym przestępstwom zawsze nadawano duży rozgłos. Hector nie uważał jednak, by samo miejsce działało kryminogennie. Co do ludzi, no cóż, zdarzają się tacy, którzy rzeczywiście są wcieleniem zła. Poza tym południowa Floryda to praktycznie nieskończona linia brzegowa, połacie mokradeł Everglades, jednym słowem teren wprost stworzony do prowadzenia każdej nielegalnej działalności, jaką zna ludzkość. Na przykład http://www.odnowahodyszewo.pl/media/ Skład i łamanie: COMPTEXT*, Warszawa Druk: ABEDIK ISBN 83-238-1727-8 ISBN 978-83-238-1727-7 PROLOG Web kochał Florida Keys. Nawet jego stary przydomek, Web, narodził się na tych wyspach. Niewielu ludzi go znało, szczególny i niepowtarzalny, związany z określonym czasem i miejscem. Jak perły rzucone na powierzchnię, Keys spinały ocean od Miami ku południowemu zachodowi łańcuchem opalizującego piękna. Woda u brzegów licznych wysepek lśniła bogactwem odcieni zieleni

się z wyrzutem w głosie do Dane'a. 305 Jorge położył rękę na jej ramieniu. - Wszystko jest w porządku. - Ach, tak? Mam twoje błogosławieństwo? - zapytała z uśmiechem. Sprawdź - Dzwoń po policję. Wyjęła z torebki telefon i wybrała 911. Widziała, że zarośnięty chłopak próbował wyrwać się Bryanowi i zwiać, nie troszcząc się o leżącego nieopodal kumpla, lecz został stanowczo przytrzymany i usłyszał dobrą radę, wypowiedzianą niebezpiecznie cichym głosem: - Siadaj na ziemi, ręce na kark i ani drgnij, dopóki nie przyjedzie policja, inaczej połamię ci kości. Więcej ostrzeżeń nie będzie. Chłopak czym prędzej posłuchał, zaś Bryan spojrzał na Jessicę. - Nic ci nie jest? - Nie. - Jesteś pewna? Nie zemdlejesz ani nic takiego? Powinna być mu wdzięczna, lecz jego pytanie zabrzmiało tak protekcjonalnie, że zirytowała się.