ich zerwanie nie należało do najłatwiejszych.

– Podobna? – Jak dwie krople wody. – Ale... Dwie krople wody sprzed lat? Zero dodatkowych kilogramów, ani śladu zmarszczek... – No właśnie. – Skurczybyk. – Hayes długo przyglądał się zdjęciom. Po chwili wrócił wzrokiem do aktu zgonu. Zmrużył oczy. Teraz przynajmniej słuchał uważnie. – Ktoś udaje Jennifer. – Ale dlaczego? – Hayes zastanawiał się na głos. – Nie wiem, ale kobieta nie robi tego sama. Przecież ktoś zrobił te zdjęcia. – Czyli spisek? Żeby doprowadzić cię od obłędu? Bentz skinął głową. – Strasznie to wszystko naciągane – mruknął Hayes, ale jego oczy, jakby na przekór słowom, wróciły do fotografii. – No dobra, kupuję to. Zacznij od początku. Bentz opowiedział mu – od samego początku w szpitalu, gdy ocknąwszy się ze śpiączki, poczuł zapach Jennifer i zobaczył ją aż do spotkania w ogrodzie koło domu. Pominął kobietę na przystanku, ponieważ widział ją z daleka, więc mógł się pomylić. Gdy skończył, Hayes podsumował: – Czyli ta kobieta była i w Nowym Orleanie, i w Los Angeles. Jakimś cudem wiedziała, kiedy odzyskasz przytomność... A potem wróciła tutaj na sesję zdjęciową? – Nie. Jeśli wierzyć datom na fotkach, jeździła w kółko między Kalifornią a Luizjaną. http://www.nozoil.pl/media/ na to, że miałeś rację. Pierwsze, co zrobimy, to ekshumacja Jennifer. Przekonajmy się, kto leży w tej trumnie. Fortuna Esperanzo cierpiała na bezsenność. Zawsze miała trudności z zasypianiem. Nigdy nie potrafiła się wyciszyć, zwolnić. Nawet robiony na zamówienie luksusowy materac, kojący szum wodospadu i grube zasłony, całkowicie blokujące drogę kalifornijskiemu słońcu do jej okien, nie pozwalały jej głęboko zasnąć. Dzisiaj po kilku godzinach walki dała sobie spokój i zażyła tabletki, jakie przepisał jej lekarz. W końcu odpływała, odprężyła się tak bardzo, że nie słyszała nawet własnego chrapania. Natomiast w pewnej chwili poczuła, że poruszyła się koło niej kotka, Księżniczka. Zaspana, nie zawracała sobie głowy sprawdzaniem godziny, przewróciła się na bok, nie zwracając uwagi na wybryki białej kotki. Księżniczka była płochliwa, odkąd Fortuna znalazła ją na ulicach Venice, brudną i wychudzoną. Od tego czasu minęło już dwadzieścia jeden lat, a kotka nadal była nerwowa i tchórzliwa.

Może to nie ona. Ale puścił się biegiem wpatrzony w postać przed nim – ciemnowłosą kobietę. Deja vu. Dziwne wrażenie. Przypomniał sobie, jak biegł za nią stromą ścieżką nad urwiskiem, jak się odwróciła i posłała mu całusa, zanim skoczyła w odmęty. Pamiętał, jak biegł za jej cieniem w ruinach zajazdu w San Juan Capistrano. I dzisiaj, rano, na cmentarzu. Czego chcesz, suko? Już wiem, że nie jesteś Jennifer. Tylko udajesz. Sprawdź Jednak nadal ubierał się, jakby szedł na wybieg dla modeli. Drogi garnitur, wypolerowane buty, zawiązany po mistrzowsku jedwabny krawat. Bentz pomachał do niego, wstał, wyciągnął rękę. – Kupa czasu. Hayes skinął głową i zamknął jego dłoń w silnym, pewnym uścisku. – He to już czasu? Jedenaście lat? Dwanaście? – Mniej więcej. Usiedli naprzeciwko siebie. – I zjawiasz się ni z tego, ni z owego. I prosisz o przysługę. – Bingo. Kelnerka wróciła. Jej humoru nie poprawiło zamówienie Hayesa – szkocka z lodem. – Urocza – zauważył Hayes, gdy odeszła. – Pewnie nie podoba jej się strój służbowy.