wyzwanie.

jakby zirytowana na córke. Weszła do pokoju i wyłaczyła telewizor. Cissy nawet nie drgneła. Wyszli na korytarz. 399 - Sprawdzisz pozostałe pietra? - spytała Marla, patrzac Aleksowi prosto w twarz. - Nie... Marla... Nie sadze, ¿eby ktos z zewnatrz dostał sie do domu. - Ale sam mówiłes, ¿e... - Pomyslałem, ¿e mo¿e ty byłas w moim gabinecie. - Ja? W jaki sposób? Nie był zamkniety? - Był. - Wiec w jaki sposób... - Nie wiem - odparł. W mrocznym korytarzu jego twarz wydawała sie ponura i zła, szare oczy patrzyły na Marle lodowato. - Ale matce zgineły klucze... - I uwa¿asz, ¿e ja je znalazłam i włamałam sie do twojego gabinetu. - Przeczesała włosy palcami, jakby była ju¿ bardzo znu¿ona. - Och, Alex, nie badz smieszny. - Na komputerze był wygaszacz ekranu. http://www.nowoczesnapsychologia.pl/media/ - Abuelo - uspokajała ją Maria. - Dziadek. Elizabeth nie uśmiechnęła się, co wcale nie zdziwiło Shelby. Przecież dziewczynka nie wiedziała, że jej dziadek nie chciał mieć z nią do czynienia, a nawet twierdził, że umarła, a teraz sam miał umrzeć. Ogromne napięcie sprawiało, że Shelby oddychała z trudem, ale postanowiła, że się nie da. Takie jest życie - pełne wyzwań, problemów, z którymi trzeba się uporać. Ale teraz przynajmniej ma przy sobie swoje dziecko. Wreszcie. Patrzyła, jak Maria pomaga Elizabeth wsiąść na tylne siedzenie wielkiej furgonetki. Elizabeth była zdenerwowana i starała się nie patrzeć ani na Shelby, ani na Nevadę. Cierpliwości, jakoś dojdzie do siebie, musi, Shelby powtarzała sobie w duchu, siląc się na uśmiech i udając; że jej serce nie zostało do głębi zranione. Wsiadła do furgonetki, uruchomiła silnik, zawróciła samochód i pojechała do głównej części ojcowskiego rancza. Nevada się nie odzywał, tylko patrzył przez okno. Twarz miał jak z kamienia, kurze łapki w kącikach oczu były bardzo widoczne, bo mrużył oczy w słońcu, opierając łokieć na otwartym oknie. Nad czym tak przemyśliwał podczas jazdy, kiedy słońce wschodziło coraz wyżej? Może nad tym, czyją córką jest

- I co potem? - naciskał, nadziewając na widelec kawałek brzoskwini. - A jeśli oni nie zgodzą się na spotkanie z tobą? Albo pójdą do sądu, żeby ci uniemożliwić kontakt z nią? A jeśli twoja obecność będzie szkodliwa dla niej albo dla jej rodziny? Czy w ogóle się nad tym zastanawiałaś? - pytał między jednym kęsem a drugim. Miała wrażenie, że wafel w jej ustach zamienił się w piach. Z trudem przełknęła i poczuła, że robi jej się niedobrze. Powracały wątpliwości, które nie pozwalały jej zasnąć tej nocy. - Oczywiście. Sprawdź - Ale... - Przyszłam po mojego syna. - Nie odbieraj mi go - powiedziała Kylie błagalnie. W drzwiach stanał Alex. - Za pózno Kylie - usmiechnał sie zimno. W rekach trzymał srutówke, która wycelował w Kylie. - Zgodnie z moim scenariuszem, to jest twój kochanek, Montgomery, a ty próbowałas porwac naszego syna i za¿adac okupu. Ale twój plan sie nie powiódł. Montgomery chciał cie wystawic do wiatru i pozabijaliscie sie nawzajem. Kylie zwróciła lufe swojego rewolweru w kierunku Aleksa, ale on tylko sie zasmiał. - No dalej, spróbuj zastrzelic mnie albo Marle... to tylko