wstążeczce.

- Dom jest wreszcie twój. - Nie, Alecu. Jest również i twój. Czy pozwolisz mi go sobie pokazać? I wioskę także? Chciałbyś tam ze mną pojechać? - Oczywiście. Z największą chęcią zabiorę cię do twojego domu. - Do naszego domu. - Tak. Zawsze już będzie nasz. I pocałowała go przy wszystkich, co wzbudziło powszechny aplauz. EPILOG W dwa tygodnie po balu zwycięzców pojechali oboje do Buckley on the Heath odkrytym landem. Fort i Rush, rekonwalescenci, jechali drugim powozem. Najpierw zatrzymali się w wiosce, gdzie cała ludność wiwatowała na cześć nowego właściciela dworu, który uwolnił ich od Michaiła Kurkowa i jego Kozaków. Becky ze zdumieniem stwierdziła, że wioska wydaje się jej teraz o wiele mniejsza, lecz z wielkim ożywieniem pokazywała wszystko Alecowi. On zaś ze szczerą sympatią poznał prostych wieśniaków. Chciał nawet zajrzeć do miejscowej tawerny i spróbować tamtejszych napitków, ale Becky zanadto spieszyło się do Talbot Old Hall, żeby na to pozwolić. Gdy wyjechali z wioski, Alec spojrzał na nią serdecznie. - Nie mówiłaś mi, że tu jest tak przyjemnie i że ludzie są tacy przyjaźni. Becky się uśmiechnęła, lecz gdy spojrzała w tył, jęknęła. http://www.nabudowie.info.pl/media/ Sam nie rozumiał, czemu próbował ją zatrzymać. Nawet nie przypuszczał, że będzie mu się z nią tak dobrze rozmawiało. W ogóle nie sądził, że kiedykolwiek będzie miał ochotę z nią rozmawiać. - Zwykle kładę się wcześnie. - W takim razie pozwoli pani, że ją odprowadzę. - Proszę nie robić sobie kłopotu, znam drogę. Dobranoc, Wasza Wysokość - powiedziała i zniknęła w mroku alei. Co ona w sobie ma? Na pierwszy rzut oka zdawała się tak bezbarwna, że mogła wtopić się w każde tło. A jednak... Idąc w stronę pałacu, postanowił rozszyfrować, skąd bierze się tajemniczy urok lady Isabell. Bawiąc się w odkrywanie prawdy ukrytej pod maską dobrego wychowania, mógł choćby na chwilę zapomnieć o Blaque. Bella nie sprawdziła, czy za nią poszedł. Pośpiesznie weszła do pałacu przez ogrodowe drzwi i od razu skierowała się ku schodom. Miała wrodzony dar bezszelestnego poruszania się, a jej obecność była tak dyskretna, że z łatwością potrafiła pozostawać niemal niezauważona. Z biegiem czasu udoskonaliła tę umiejętność i często ją wykorzystywała, zawsze z doskonałym skutkiem. Szła po schodach pewnie, nie oglądając się za siebie. Była zdania, że ten, kto musi sprawdzać, czy nie jest śledzony, już wpadł w tarapaty. Gdy znalazła się w swoim pokoju, najpierw starannie zamknęła drzwi, a potem sprawdziła, czy zasłony są szczelnie zaciągnięte. Dopiero wtedy zrzuciła swoje wygodne, praktyczne pantofle. Spojrzała na nie z niechęcią, ale podniosła je i schowała do szafy. Kobieta, za jaką chciała uchodzić, na pewno nie rozrzucałaby swoich rzeczy po całym pokoju. Z tej samej przyczyny jej skromna koktajlowa sukienka powędrowała do garderoby, choć lady Isabell była zdania, że już dawno powinna trafić na śmietnik. Stała na środku pokoju w króciutkiej koszulce wykończonej koronką. Szczupła, smukła, długonoga kobieta o mlecznobiałej karnacji. Kiedy z westchnieniem ulgi wyciągnęła z koka długie szpilki, jej bujne włosy opadły ciężko, przykrywając plecy. Nikt, kto znał skromną lady Isabell Swan, nie potrafiłby pojąć tej niezwykłej transformacji. Rola, którą odgrywała od dziesięciu lat, była dopracowana w każdym szczególe. Lady Isabell uwielbiała jedwab i koronki, ale zredukowała je do ozdób swoich nocnych strojów i bielizny. Lny i tweedy bardziej pasowały do wizerunku, który z takim trudem tworzyła. Lady Isabell pasjami lubiła leżeć w aromatycznej kąpieli, czytając krwawe kryminały, jednak na nocnym stoliku trzymała elegancko wydany egzemplarz Chaucera i potrafiła z pamięci zacytować, a potem omówić jego mało znane fragmenty. Ta sytuacja nie wynikała z rozdwojenia jaźni, lecz ze zwykłej konieczności. Gdyby lady Isabell miała się nad tym głębiej zastanowić, musiałaby dojść do wniosku, że czuła się jednakowo dobrze w obu swych wcieleniach. Co więcej, z czasem polubiła przeciętną, dobrze wychowaną i niezbyt urodziwą Bellę. Inaczej nie byłaby w stanie ścierpieć konieczności chodzenia w praktycznym obuwiu na niskim obcasie. Pod tą mało efektowną powierzchownością kryła się druga natura lady Isabell Swan, jedynej córki lorda Swan i wnuczki hrabiego Fenton. Natura przebiegła i nieco lekkomyślna, kochająca wszystko, co niebezpieczne. Ta strona osobowości, połączona z fotograficzną pamięcią i wspomnianą umiejętnością stawania się niewidzialną, czyniła z lady Isabell idealną agentkę służb specjalnych. Z górnej szuflady komody wyjęła przenośną skrzyneczkę, w której trzymała biżuterię. Oprócz klejnotów odpowiednich dla młodej damy z wyższych sfer trzymała w niej notatnik, dobrze ukryty w podwójnym dnie. Zasiadła z nim wygodnie przy zgrabnym biureczku z różanego drewna i zabrała się do sporządzania dziennego raportu. Nie poszła do ogrodu po to, by rozkoszować się zapachem róż, choć zabawiła tam dłużej właśnie ze względu na ich urodę. Teraz zaś musiała włączyć do notatek szczegółową mapkę terenu. Starannie naniosła rzut pałacu, zaznaczając łatwo dostępne wejścia i okna. Jutro, najdalej pojutrze będzie musiała zdobyć plan pracy strażników.

- Zawsze cieszył mnie widok szczęśliwych par małżeńskich. - Owszem, to zapewne ideał. Na nieszczęście niektórym nie wychodzi za dobrze. - Nie wierzę, żebyś akurat ty do nich należał. Spojrzał na nią, jakby nagle coś zrozumiał. - Czy właśnie z tego powodu nie chciałaś za mnie wyjść? Bo pragniesz małżeństwa z miłości? Sprawdź - Oczywiście. Wiele razy graliśmy w karty. Założyłbym się, że jestem jedną z nielicznych osób, które go naprawdę lubią. Nim Becky zdołała się oswoić z tą rewelacją, drzwi zaskrzypiały ponownie. Rozejrzała się nerwowo i ujrzała kolejnych parafian, wchodzących do środka. - Będziemy musieli stąd wyjść. Nabożeństwo zaraz się zacznie. Czy potrafiłbyś wycenić kamień? Alec nie odpowiedział. Stał bez ruchu przed witrażem i nadal przyglądał się z uwagą rubinowi. - Och, moja droga... Becky nie spodobał się ten ton. - Czy coś jest nie w porządku? Alec bez wyjaśnień odwrócił się i przeszedł z kaplicy do lepiej oświetlonej nawy. Nie zwracając uwagi na wiernych, zbliżył się do okna, w którym nie było witraża, i przez dłuższą chwilę z wielkim skupieniem oglądał rubin. Potem opuścił rękę i spojrzał na Becky zgnębiony. - Nie wiem, jak ci to powiedzieć...