- Nawiedzają cię jak duchy, co?

otaczającego jego posiadłość. Z powodu niepewnej oklahomskiej pogody ubrani byli w dresy i kurtki. Nawet Malinda. Mały Jack trzymał w ręku dziwnego kształtu łopatkę i, niczym kret, kopał nią kolejne dołki. Za nim posuwali się Darren i Dawid i wkładali w nie jakieś cebulki. Był to na pewno ciekawy widok, ale najbardziej zafascynowali go Patryk i Malinda. Najwyraźniej przypadło im zadanie zakopywania dołków. Jasne też było, że Patryk nie bardzo rozumie, na czym to ma polegać. Malinda delikatnie uklepywała ziemię nad kolejną cebulką i przesuwała się do następnej, a podążający za nią Patryk równie metodycznie ją rozsypywał. Z trudem powstrzymując śmiech Jack w milczeniu obserwował wydarzenia. W pewnym momencie Malinda odwróciła się, żeby zobaczyć, jak idzie Patrykowi. Otworzyła usta ze zdziwienia, gdy zobaczyła małego siedzącego w ziemi wśród porozgrzebywanych cebulek. Chwyciła go pod pachy, przewróciła na ziemię i zaczęła http://www.mojabudowa.info.pl/media/ jego papiery oraz zdjęcia. Niewiele wtedy miała na sobie. Chciałby, żeby burza się już skończyła i żeby mógł pójść z nią do łóżka. -Ludzie się ciebie boją - powiedział Mark. -Wiem. -Bez powodu. Richard uniósł brew. Mark nagle rozluźnił krawat i rozpiął koszulę. Pokazał pokrywające pierś i ramię blizny po oparzeniu. - Wiem, co czujesz. Richard wolno odstawił szklankę. -Byłem ciekaw, który z nas wygląda gorzej - powiedział Mark.

- Tak. A mówiąc dokładniej - dla nas. - Dla nas? - Przez ten krótki czas, kiedy byłaś z nami, chłopcy bardzo dużo się od ciebie nauczyli. Ale ja też. Przedtem uważałem, że dla chłopców rzeczy są tak samo ważne jak ja. Zaharowywałem się, żeby mieli wszystko, Sprawdź więc bez jej wskazówek szukałby tego przez pół nocy. - W skrzyni w bibliotece są dwa pledy. Założę się, że jeśli się postaramy, to znajdziemy jeszcze z pół tuzina innych. Mówiąc to nastawiła świeżą kawę, wyjęła kilka termosów i zaczęła robić kanapki. Richard poszedł szukać świec i latarek. Nie miał serca jej powiedzieć, że gdy zjawią się ci ludzie, będzie zdana na siebie. Laura nalała kawy i spojrzała na Lisę Tolar, śliczną, młodą kobietę, która przyjechała tu z mężem na miesiąc miodowy. Wybrali sobie paskudny moment, pomyślała. Ale przynajmniej będą mieli co opowiadać dzieciom. Lisa od razu zaczęła jej pomagać. Również jej mąż, marynarz z Beaufort, nie siedział bezczynnie. Rozlewał kawę i drinki, nastawiał wideo i uspokajał