wspominajac noce spedzone w łó¿ku Aleksa Cahilla,

- ¯adne z nas nie jest jeszcze na to gotowe. - Mocniej zacisnał palce na kierownicy. - Porozmawiamy o tym, kiedy przyjdzie czas. Kto wie? Zdarzały sie jeszcze dziwniejsze rzeczy. Marla nie nalegała. Nie mogła. Nie czuła ani cienia po¿adania do tego człowieka, który był jej me¿em. Dlaczego - tego nie rozumiała. Przystojny, wysportowany czterdziestodwulatek, odnoszacy sukcesy prawnik i biznesmen naprawde mógł sie podobac. Ale było w nim cos fałszywego, pod warstwa dobrych manier i wystudiowanego wdzieku wyczuwało sie jakis chłód - mo¿e nawet okrucienstwo, którego nie było w stanie ukryc doskonałe wykształcenie, dobre wychowanie ani kosztowne stroje. A mo¿e to wszystko jest tylko w twojej głowie. Tak czy inaczej, Marla, musisz sie tego dowiedziec. A Alex na pewno ci w tym nie pomo¿e. Nikt ci w tym nie pomo¿e. Wje¿d¿ali na wzgórze. Kierunkowskazy migały w oknach samochodu. Stanyan, Parnassus, Willard... słowa te wydawały jej sie znajome, ale nie były. Nazwy ulic, które bedzie musiała poznac. Mimo ¿e Lars był zawsze do jej dyspozycji, Marla nie http://www.mojabudowa.biz.pl/media/ bójek była z tobą. Zgadza się, co? Nevada nic nie powiedział. Shep pokiwał głową i wypił kolejny, duży łyk, opróżniając w ten sposób puszkę. - Kiedy wyjdzie z więzienia, będzie się mścił jak zraniony niedźwiedź. - Trzymając puszkę, wycelował palcem wskazującym w Nevadę. - Na pewno będzie szukał ciebie. - Zgniótł puszkę grubą pięścią i dodał: - Ja tak sobie myślę, że ostrzeżony to uzbrojony. Wiesz, o co mi chodzi? - Tak. - Dobrze. - Shep cisnął puszkę na przegniłe deski ganku i wstał. - Wiesz, Nevada, ja nigdy tego za bardzo nie kapowałem. Przecież kiedyś byliście najlepszymi kumplami, nie? On był rozgrywającym w drużynie futbolowej, a ty skrzydłowym. No, przynajmniej zanim został wywalony. Ale co między wami zaszło? Nevada wzruszył ramieniem. - Ludzie się zmieniają. - Czyżby? - Shep lekko przygryzł wargę. - Może i tak, kiedy chodzi o kobietę. - Może.

spuszczony ze smyczy. Na razie. - Wiec dobrze. Tak. Bedziemy tu... - Wyłaczyła telefon i poło¿yła słuchawke na szklanym blacie stolika. Wyginajac usta w podkówke, spojrzała na zegarek. - Alex wraca teraz do domu. Niestety, Marla ju¿ sie wiecej nie obudziła. - Co?! - wykrzyknał Nick. - Jak to? Dlaczego? Sprawdź - Pritchart nie żyje. - Co? - Właśnie zapinała sukienkę i jej palce znieruchomiały. - Parę godzin temu zadzwonił Levinson. Wytropił lekarza o nazwisku Ned Charles Pritchart aż na Jamajce, ale ten człowiek zapił się na śmierć. Shelby już oglądała relację i załamywała się coraz bardziej. - Dwa lata temu. - Zgarbiła się. - Wiem, że robimy to dopiero od tygodnia, ale miałam nadzieję, że niedługo uda nam się... - Bała się, że wzruszenie odbierze jej mowę, i walczyła z rozpaczą. Nie może się poddać. Musi być silna. Dla Elizabeth. - Znajdziemy ją. - Jego głos brzmiał tak pewnie. Objął ją swoimi mocnymi ramionami i popychał do tyłu, aż znowu położyła się z nim na łóżku i wtuliła głowę w jego ramię. - To może trochę potrwać, ale znajdziemy ją - obiecał i pocałował jej włosy. Dlaczego czuła się tak dobrze w tej malutkiej chatce, z mężczyzną, którego przysięgła sobie unikać przez resztę życia, a który teraz ją przytulał? - Gdzieś tu mamy sojusznika... albo przynajmniej osobę, która chce, żebyśmy wiedzieli, że Elizabeth żyje.