słyszałem muzykę, ale ten ktoś po drugiej stronie nie powiedział ani słowa. - Ściągnął wargi w zamyśleniu.

Pielegniarka zauwa¿yła plakietke z nazwiskiem na jego piersi i jest pewna, ¿e to nie był Carlos Santiago, internista, który akurat miał wolne. Uciekajac, me¿czyzna omal nie przewrócił kobiety w wózku pchanym przez pielegniarza. - Jezu. - Rozmawiałam ju¿ z Santiago - powiedziała Janet. - Twierdzi, ¿e jego plakietka zgineła. 112 - Myslisz, ¿e on mo¿e miec cos wspólnego ze smiercia Biggsa? - Niewykluczone. Poprosiłam ju¿ te pielegniarke, Betty Zimmerman, ¿eby przyszła zrobic portret pamieciowy z pomoca naszego rysownika. Pielegniarz niewiele sobie przypomina. Był zajety pacjentka, wiec nie zda¿ył przyjrzec sie temu człowiekowi. Ale zobaczymy, co wyniknie ze spotkania pielegniarki z rysownikiem. Mo¿e jeszcze dzis sie czegos dowiemy. - Czy ktos widział tego me¿czyzne w kitlu Carlosa Santiago na oddziale oparzeniowym? - Paterno rozparł sie w swoim krzesle i patrzył przez okno na mgłe nadpływajaca od http://www.merino-shoes.pl/media/ Robertsonem. Uprzedził nas, ¿e przez jakis czas amnezja mo¿e sie utrzymywac. Ale w koncu powinna ustapic. - Powinna - powtórzyła Marla sarkastycznie. - Miejmy nadzieje. - Nie przejmuj sie. - Alex pochylił sie nad nia i pocałował ja w czoło. - Najwa¿niejsze, ¿ebys doszła do siebie. Phil uwa¿a, ¿e za kilka dni bedziesz mogła wrócic do domu. Marli wydawało sie, ¿e zwariuje, jesli spedzi jeszcze choc jeden dzien, le¿ac bezczynnie w łó¿ku. - Nie. Chce zaraz wrócic do domu. Jeszcze dzisiaj. - Rozumiem, kochanie. Ale to niemo¿liwe. - Dlaczego? - Robertson musi zrobic jeszcze pare rutynowych badan.

minęli wąwóz, którym kiedyś płynął strumyk. Nevada skierował swojego pikapa w gąszcz żywodębów, gdzie żwirowa, wyboista alejka prowadziła na środek rancza Cadillac podskakiwał na zielsku - rosło między bliźniaczymi koleinami i rysowało podwozie auta. - Świetnie - Shelby mruknęła pod nosem, zaciskając ręce na kierownicy. A więc to tutaj skończył Nevada. Kawałek rancza z chatką, która wcale nie wyglądała jak wiejski domek, i kilkaset ogrodzonych akrów spalonych słońcem. Stadko longhornów wędrowało po polach, a kilka zakurzonych Sprawdź ktos, kto tu mieszka, ju¿ spieszy, by wpuscic nieoczekiwanych gosci. Nikt nie patrzył przez wizjer. W mieszkaniu panowała absolutna cisza. - Co teraz? - spytała Marla. Stali na zniszczonej, szarej wykładzinie w dusznym, słabo oswietlonym korytarzu. Wszystko wokół było tandetne i zszarzałe. - Nie mam klucza. - Wiec po¿yczymy sobie klucz od portiera. - Jak? Nick podrapał sie po pokrytej jednodniowym zarostem brodzie. - Sprawdzmy, czy wezmie cie za Kylie. Daj mi dziecko i idz na dół, powiedz, ¿e zgubiłas klucz. Zobaczymy, czy cie wpusci.