przygodę z obsługą. Jakiś przepracowany boj hotelowy przestawił cyfry

podwładnych u tego samego producenta. Ciekawe, co? Rainie czuła, że głowa jej pęka. O mało nie zaczęła odruchowo masować sobie skroni, ale przecież nie mogła sobie pozwolić na taką manifestację słabości. Poza tym w drzwiach wciąż stał obcy facet, przysłuchując się wszystkiemu bez cienia poszanowania dla cudzej prywatności. Jeśli był reporterem, chyba go zabije. – Czy mamy przynajmniej broń, z której strzelano? – zapytała Abe’a, bo to on zajmował się dowodami. – Broń przesłano do zbadania. Nie dostaliśmy jeszcze wyników. – A jakie mogą być? Jeśli wszystko inne weźmie w łeb, są przynajmniej odciski Danny’ego na broni. To już coś. – Na broni nie ma odcisków – oznajmił chłodno Sanders. – Co? Niemożliwe. Przecież widziałam, jak trzymał obie spluwy. Kazałam Shepowi opuścić budynek, zanim wyprowadziliśmy chłopca. Nikt nie mógł ich wytrzeć. – I nie wytarł, tylko całkowicie rozmazał. Czego można się zresztą spodziewać, kiedy doświadczony policjant udaje, że wyrywa broń swojemu dziecku? – Nie – jęknęła Rainie. – Czemu nie? Bo Shep jest twoim szefem? Bo masz wobec niego dług wdzięczności? – Dosyć. To nie ma żadnego związku ze sprawą. Ale obstawał jednak przy swoim. – Właśnie że ma. W rękach dobrego adwokata, Conner, znaczenie może mieć plakat http://www.merce-infos.com.pl/media/ - Proszę raczej powiedzieć, kim jest pani. - Przedstawiłam się przed kamerą, a poza tym spytałam pierwsza. 92 Kobieta uśmiechnęła się, ale wyszedł z tego co najwyżej grymas. - Możliwe, kochanie, ale moja tożsamość jest znaczniejsza niż twoja. -Rzeczywiście emblemat FBI był na pewno cięższy niż legitymacja prywatnego detektywa. Rainie skrzywiła się i zaczęła się zastanawiać, co się dzieje. - Przyjechałam spotkać się z Quincym - powiedziała. - Dlaczego? - To sprawa Quincy'ego, nie pani. - Teraz jego sprawy są moimi sprawami. - Sypia pani z nim?

tutejszą policję. - Jesteście federalni! Ściągnijcie posiłki! - Nie możemy. - Gówno prawda! - Kochanie, istnieje coś takiego jak prawo. Proszę czasami czytać jego przepisy. Sprawdź - Kamuflaż - powiedział. - Słucham? - Kamuflaż - Montgomery odpowiedział za niego i odchrząknął. Popatrzył na Quincy'ego przekrwionymi oczami. W jego obojętnym spojrzeniu widać było jednak podziw. - Tak, możliwe. Powiedzmy, że ma twój adres. Gdyby jutro zechciał na ciebie zapolować, namierzylibyśmy go drogą eliminacji. Ale facet rozesłał informację do dziesiątek więzień, w których więźniowie przekazują ją sobie z rąk do rąk. Mamy więc do czynienia z facetem, paroma kumplami, kumplami tych kumpli i ich kumplami, którzy są na wolności. To cała pieprzona siatka przestępcza. Będziemy szukać łobuzów jeszcze wiele lat po twojej śmierci. - Wielkie dzięki - powiedział beznamiętnie Quincy. -- Taka jest prawda - wtrąciła się Rodman, chociaż przynajmniej patrzyła