ROZDZIAŁ TRZECI

Oboje wpatrywali się w drzwi, lecz Klara nie przyszła. - Czas położyć spać Karolinę - zawołała ze swojego pokoju. - Czemu tego nie robisz? - Zaraz ją położę - odpowiedział. Bryce lubił ten wieczorny rytuał, lecz świadomość, że Klara nie pojawi się, by powiedzieć małej dobranoc, niemile go dotknęła. Widząc oczekiwanie w oczach córeczki, zaniepokoił się, czy nowa niania nie potraktuje jej tak jak jego. Klara nie przywykła do zmieniania pieluszek i sprzątania po dziecku. Teraz, siedząc w bujanym fotelu i obserwując Karolinę bawiącą się w trawie, odczuwała jednak nieznaną dotąd przyjemność. Słońce grzało, wietrzyk lekko chłodził powietrze, ona zaś nie musiała niczego się obawiać. Ten dom był bezpieczny, miał dobry system alarmowy. Wreszcie mogła się zrelaksować. - Nie bierz tego do buzi, kochanie - powiedziała, wyjmując trawę z rączki małej. Pomyślała, że Karolina bardzo przypomina ojca. Stosunki z dziewczynką ułożyły się jak najlepiej, z Bryce'em sprawa wyglądała inaczej. Od dwóch dni był bardzo zajęty. Wracał do domu zmęczony, zjadał coś i bez słowa znikał w swoim gabinecie. Klara nie potrzebowała jego towarzystwa, jednak dziecko tęskniło za ojcem, który znajdował czas tylko na to, by pocałować je na dobranoc. Zrobiło się zbyt gorąco, więc należało wrócić z Karoliną do domu. Po drodze obie zatrzymały się przy basenie. Klara pochyliła się i zwilżyła nóżki małej, by oswoić ją z wodą, a potem zanurzyła je głębiej. Karolina zaczęła chlapać się radośnie. Żadna nie zauważyła, iż są obserwowane. Bryce'a zdumiało zachowanie córeczki, która dotąd krzyczała, gdy tylko próbował zamoczyć jej stopy. Już myślał, że nigdy w życiu nie zbliży się do basenu. - Dzielna dziewczynka - powiedziała Klara. - Niedługo będziesz świetnie pływać. Och, nie tak szybko! - Zawołała, chwytając mocniej Karolinę, gdy ta chciała zanurzyć główkę. Dziecko zaczęło piszczeć z niezadowolenia, a Klara roześmiała się i przytuliła je do siebie. Bryce wycofał się dyskretnie, wyszedł z domu, wsiadł do auta i odjechał. Coś mu mówiło, że nie powinien do końca ufać Klarze, jednak widok przy basenie sprawił, iż uwierzył, że ta dziewczyna na pewno nie skrzywdzi jego córeczki. Od tej myśli jednak wcale nie zrobiło mu się lżej na duchu. Karolina została ułożona do popołudniowej drzemki. Klara przykryła ją lekkim kocykiem i przez chwilę spoglądała na słodko śpiące dziecko. Uświadomiła sobie, że pokochała je, widząc, jak bardzo jej potrzebowało. Sytuację komplikowała obecność Bryce'a, która sprawiała, iż jej ciało reagowało w sposób, nad którym nie umiała zapanować. Starała się pamiętać o tym, jak bardzo zranił ją Mark, powtarzając sobie, iż nie należy myśleć o kolejnym związku i to z byłym agentem tajnych służb. Robiła wszystko, żeby Bryce nie odgadł, jak na nią działa jego dotknięcie. Nie wiedziała, czy długo zdoła się opierać własnym pragnieniom. Ciągle miała świadomość, że mężczyzna jej marzeń sypia w nieodległym pokoju. Jeśli kilka godzin spędzonych z nim w Hongkongu tak wryło się jej w pamięć, jaka byłaby cała wspólna noc? Odepchnęła kuszące myśli i zaczęła się zastanawiać, czy nie powinna odejść, nim któreś z nich poczuje się skrzywdzone. Rozumiała, iż Bryce postanowił jej unikać, lecz to nie było dobre wyjście. Ciągle byli blisko siebie. Postanowiła skontaktować się ze swoim przełożonym w CIA i sprawdzić, czy Mark został już schwytany. Musiała wiedzieć, czy ma się dalej ukrywać, czy wyjechać stąd, by złożyć właściwe zeznania i podjąć kolejną misję. Poszła do swojego pokoju z myślą, iż skoro Karolina tak łatwo się do niej przystosowała, zaakceptuje w podobny sposób każdą inną obcą osobę. Wyciągnęła laptopa i wpisała właściwy kod, by uruchomić satelitarne połączenie telefoniczne. Zrobiła to tak, żeby nikt nie natrafił na jej ślad, co mogłoby narazić na niebezpieczeństwo Bryce'a i jego dziecko. Łączyła się z Katherine Davenport przez cztery różne kraje. - Musisz mnie kimś zastąpić - powiedziała, gdy tylko usłyszała głos przyjaciółki. - Co się stało? http://www.medycyna-i-zdrowie.net.pl/media/ kobietę do czekającego powozu. - Doskonale się pani spisała, panno Gallant - stwierdził Lucien, gdy karoca ruszyła podjazdem. - Dziękuję... - Co to ma znaczyć? - zaskrzeczała ciotka Fiona. - Czuję się, jakby mnie porwano! - Szkoda, że nie mamy takiego szczęścia. - Milordzie - skarciła go guwernantka, lecz on tylko uśmiechnął się do niej bez cienia skruchy. - Cieszę się, że uciekliśmy - powiedziała Rose, wachlując się energicznie. - Tyle ludzi, i wszyscy na mnie patrzyli! Lucien spojrzał na nią badawczo, zastanawiając się, czy on też był kiedyś taki infantylny i naiwny. Wydało mu się to mało prawdopodobne, zważywszy na reputację ojca. - Jesteś najnowszym dziwowiskiem. Będą na ciebie patrzyć, póki nie znajdą sobie

- Tak. Patrzył jej prosto w oczy. Przygryzła wargę, ale nie odwróciła wzroku. Niechętnie musiał przyznać, że dziewczyna wzbudza w nim coraz większy respekt. Uważaj, napomniał się. Respekt - i już jesteśmy ze sobą blisko. Nie, z żadną pannicą nie będzie blisko. Z tą szczególnie. Ta zwiastowała same kłopoty. - Za mocno dociskasz - powiedział spokojnie. – Nie dajesz wyboru. Gram ostro i niekoniecznie czysto, panno St. Germaine. Dlatego mówię: zabieraj się stąd, bo będziesz płakać jeszcze bardziej. - Nie chcę. Nie mam zamiaru. - Wyprostowała się, uniosła ramiona. - A czego chcesz? Sprawdź - Uważa pani, że jestem wybredny? - Bardzo. Oko się zamknęło. - Z iloma kandydatkami na żonę już pan rozmawiał? - Z trzema, łącznie z dzisiejszą. Czy to świadczy o braku cynizmu? Alexandra pozwoliła sobie na mały uśmieszek. - Tak. Dlaczego zadał pan sobie tyle trudu? - Bo nie chcę, żeby mojego dziedzica urodziła głupia gęś. - Prawdziwy cynik wszystkich uważa za głupich, własne dzieci również. Hrabia usiadł prosto. - Pani argument nie wytrzymuje krytyki. Szukam odpowiedniej żony, ponieważ leży to w moim interesie. - Zatem według pana istnieje dobra kandydatka na żonę?