szesc tygodni temu. W górach, w pobli¿u Santa Cruz, na

zrobic sobie wolne dzis rano. - Ale to moje zajecie... - Moje równie¿. Byc mo¿e wyjde dzisiaj po południu, wiec chciałabym spedzic z małym troche czasu - powiedziała Marla z usmiechem. -Nie masz chyba nic przeciw temu? - Oczywiscie, ¿e nie. Pani jest jego mama. - O to własnie chodzi. - W takim razie niedługo wróce. - Dziewczyna rozpogodziła sie na mysl o odrobinie dodatkowego wolnego czasu. - Dziekuje. Marla wykapała Jamesa. Tak miło było patrzec w jego błyszczace radoscia oczy, kiedy wymachiwał raczkami i nó¿kami, rozchlapujac dookoła ciepła wode. Wierzgał i gaworzył wesoło, a Marla była pewna, ¿e to najwspanialsze dziecko na swiecie. - O, tak - powiedziała, łaskoczac go w brzuszek. - Nawet jesli twój tatus jest palantem czystej wody. - James usmiechnał sie szeroko i zamachał raczkami, jakby naprawde rozumiał, a Marla nagle poczuła jakis ból w sercu. Dlaczego nie potrafi po prostu cieszyc sie dziecmi i me¿em, dlaczego nie chce http://www.meblekuchenne.edu.pl/media/ Kiedy przesunał wargami po jej policzku, pod Marla ugieły sie kolana. Zamkneła oczy, odrzuciła głowe do tyłu i pozwoliła mu całowac swoja szyje i ramiona. Jej serce biło mocno i nierówno. Tak, pragneła Nicka, chciała le¿ec w jego 281 ramionach, dotykac jego płaskich, meskich sutków, czuc miesnie grajace pod gładka skóra. Rozpaczliwie pragneła zjednoczyc sie z nim w gorzko-słodkiej harmonii dwóch ciał. Oczyma wyobrazni widziała go ju¿, nagiego, pochylajacego sie nad nia, widziała jego ekstatycznie wykrzywiona twarz. Zdawało jej sie, ¿e czuje jego silne uda miedzy swoimi nogami, ¿e piesci jego posladki, a on wypełnia jej ciało całym soba w odwiecznym rytmie, coraz mocniej,

zapomniec słów córki - ¿e mo¿e zostac oskar¿ona o morderstwo, nieumyslne spowodowanie smierci czy Bóg wie co jeszcze. A policjanci celuja w wyciaganiu z ludzi tego, czego własnie nie powinni mówic... Bo¿e, skad u niej to nastawienie? Detektyw przygladał sie jej podejrzliwie ciemnymi oczyma, których wyraz wcale nie pasował do twarzy Sprawdź ¿ałujemy. Cherise... a sadze, ¿e dotyczy to równie¿ Montgomery'ego... była wstrzasnieta wiescia o wypadku, w którym jej kuzynka omal nie straciła ¿ycia. Ale kiedy chciała sie skontaktowac z Marla, została potraktowana jak osoba obca. - Donald wzniósł w góre dłonie. - Mamy nadzieje, ¿e uda nam sie zaczac wszystko od nowa, ¿e zdołamy zapomniec o urazach i znowu byc rodzina. Fakt, ¿e Marla prze¿yła ten straszny wypadek, to cud. jestem pewny, ¿e sam Bóg zdecydował, i¿ jej czas jeszcze nie nadszedł. Wezmy przykład z Pana i zjednoczmy sie w jego miłosci. - Donald popatrzył w ponure oczy Nicka. - Mo¿emy znowu byc jedna dru¿yna. Nick odpowiedział mu nieufnym, podejrzliwym spojrzeniem.