powiekami nawet przez całe lata.

stawia buzujący kieliszek tuż obok jego dłoni osłoniętej rękawiczką z uciętymi palcami. Adam czuje narastający w niej ból. Świderski kładzie karty powoli, jedna za drugą, jakby chciał odsunąć swoją opieszałością koniec świata. Stół pokryty zostaje już drugim, karcianym obrusem. Józef trzyma w dłoniach jeszcze tylko dziesięć kart. I śmieje się, oczami się śmieje, nosem, uszami – przez tę krótką chwilę jest przecież władcą ich losów. Dziewiątka karo na prawo, trójka trefl na lewo. Pikowy król na prawo, szóstka kier na prawo. Dwójka karo na lewo… 34/86 Nieznajomy przyciska do ust pusty kieliszek. Zostały cztery karty. Gruszczyński z niedowierzaniem kręci głową. Jeszcze http://www.meble-drewniane.net.pl/media/ logicznego myślenia, skorzystał z krótkiej przerwy i rozwiązał jedną zagadkę – niestety, za późno. To dlatego Lagrange strzelał do siebie lewą ręką i z dołu do góry! Inaczej nie mógł w trumnie wykręcić rewolweru. Jakoś zdołał wyciągnąć swego smitha-wessona z długą lufą, skierować go ku sercu i wypalić. O, jaka sroga zawiść wobec zmarłego policmajstra ogarnęła pana Matwieja! Jaką ulgą, jakim niewiarygodnym szczęściem byłoby mieć pod ręką rewolwer! Jedno naciśnięcie spustu i koniec koszmaru, na wieki wieków. Przełykając łzy, Berdyczowski mamrotał: „Masza, Maszeńka, wybacz... Znowu cię zdradziłem, i to jeszcze gorzej niż tam, na drodze! Porzucam ciebie, zostawiam samą...” A mózg dalej robił swoje, choć teraz jego praca nikomu już nie była potrzebna. Z Lentoczkinem też już wszystko stało się zrozumiałe. Jasne, że po pobycie w trumnie żadnych dachów ani ścian chłopak nie znosi, w ogóle żadnych ograniczeń dla ciała. Szlochanie ustało samo – to Berdyczowski doszedł do kolejnego odkrycia.

swojej twarzy w lustrze. Przydałoby mu się coś ostrego, żeby mógł odciąć sobie palce. Nie musiałby wtedy ciągle widzieć, jak trzymają broń i naciskają spust. Wtedy na zewnątrz bolałoby go tak samo jak w środku. Wydawało mu się, że to by pomogło. Był zmęczony. Ale nie mógł spać. Martwił się o Becky. Powinien ruszyć się, zrobić coś. Ale nie wiedział, co. Na korytarzu rozległy się kroki. Pojawił się jeden z przewodników. Uśmiechał się jak klaun. Sprawdź stronę ulicy. Niech pan powie nauczycielom, żeby zebrali i przeliczyli swoje klasy. Łatwiej będzie rodzicom odnaleźć dzieci. Ale wszyscy oprócz rannych, mają opuścić parking. Ze względów bezpieczeństwa. Rozumiemy się? I nikt nie wraca do domu bez zgody policji. – Spróbuję. – Widział pan szeryfa O’Grady’ego? – Wpadł jak burza do szkoły. Chyba szukał Becky i Danny’ego. Richard Mann biegiem ruszył w stronę wozu Shepa. Rainie uważnym wzrokiem objęła rozległy budynek. Nadal nie był odpowiednio zabezpieczony. Zerknęła na swego partnera, który nerwowo pocierał broń, i wzięła głęboki wdech. Jej kontakt ze zbrodnią ograniczał się jak dotąd do teoretycznego szkolenia, i to całe lata temu. Teraz nie miała jednak wyboru. Walt i Emery byli już w budynku. Shep też. Nic więc nie stało na przeszkodzie, żeby razem z Chuckiem do nich dołączyła. – Trzymaj się blisko mnie, Chuckie. Miej oczy otwarte, ręce zdejmij z broni. Walt działa