Santos uśmiechnął się.

- No, Jamie, życz mi szczęścia - powiedział, wyrównując obraz na ścianie. - To śmieszne - mruknęła Alexandra, opadając na łóżko. Godzina bębnienia w drzwi i krzyków tylko ją zmęczyła. Co gorsza, dopalały się świece. Dawny Lucien Balfour nie zostawiłby jej samej w ciemnej piwnicy, ale tego ranka najwyraźniej oszalał. Zabrał nawet wino ze stojaków, więc chyba planował zmóc ją pragnieniem lub głodem. Nagle usłyszała ciche pukanie. Zerwała się, podbiegła do drzwi i znowu zaczęła w nie łomotać. - Pomocy! - Przepraszam, panno Gallant, to ja, Thompkinson. Hrabia kazał spytać, czy pani czegoś nie potrzebuje. - Muszę się stąd wydostać! - Niestety, proszę pani. Westchnęła z rezygnacją. - Dobrze. Potrzebuję więcej świec, lusterko, żebym mogła uczesać włosy, coś do jedzenia i picia. I jeszcze jakąś robótkę. - Zaraz wszystko przyniosę. Niedługo później zjawili się dwaj lokaje taszczący jej toaletkę, trzeci niósł tacę z bardzo apetycznie wyglądającym śniadaniem. http://www.makerzone.pl Delacroix, przyrodniego brata jego matki. Ledwo znał tego człowieka, a lubił jeszcze mniej. Po chwili przeniósł wzrok na drugi obraz. James Balfour, jego najbliższy krewny, zmarł ponad rok temu, więc wstążkę należałoby już usunąć. Wciąż przypominała Lucienowi o tym, w jakiej sytuacji znalazł się przez kuzyna. - Do diaska! - zaklął bez złości. Kilcairn Abbey powinien odziedziczyć James. Niestety jego młodzieńcza żądza przygód fatalnie zbiegła się w czasie z żądzą władzy Napoleona Bonaparte. W rezultacie tytuły, ziemie i bogactwo Balfourów miały przypaść potomstwu rozkapryszonej dziewczyny, całkowicie pozbawionej klasy i gustu. Ujrzawszy ją znowu po latach, Lucien postanowił, że do tego nie dopuści. I tak przedwczesna śmierć wszystkich męskich krewnych zmusiła go do powzięcia decyzji, przed którą do tej pory usilnie się wzbraniał. Earl Kilcairn Abbey potrzebował

- Wiem - przerwał. - Mogłabyś mnie odszukać. Ale czy kiedykolwiek zastanawiałaś nad tym, czego ja chciałem? - spytał, wspominając, jak szukał jej przez cały następny dzień po owej pamiętnej nocy. - Nie mogłam i nadal nie mogę. - Dlaczego? - Bryce nie rozumiał, co ona ukrywa. - Mam swoje powody. Zresztą jasno dałeś do zrozumienia, że nie potrzebujesz żony. Nie ma o czym mówić. Sypianie z tobą, podczas gdy pełnię obowiązki opiekunki dziecka, sprawiałoby, iż czułabym się jak tani towar. - Nie mów tak! - W ten sposób to postrzegam. Nie zamierzam powtarzać sytuacji sprzed pięciu lat. Wyjadę jutro rano. Sprawdź - To dobrze - mruknął. - Nie chciałbym, żebyś była smutna. Przez długą chwilę milczeli, ciesząc się wzajemną zgodą i porozumieniem. Santos nigdy wcześniej nie przypuszczał, że tak może się dziać między dwojgiem ludzi. Że może ich łączyć tak silne uczucie, tak gorące i jednocześnie trwałe. Nic podobnego nie istniało między jego matką i ojcem, między parami, które znał, czy z którymi stykał się przelotnie. Gdyby tylko była trochę starsza. Mogliby się pobrać, uciec nawet, gdyby było trzeba. - O czym myślisz? - zapytała, odsuwając się trochę. - Dlaczego pytasz? - Westchnąłeś. - Tak? - Nie zdawał sobie sprawy, że wydal jakikolwiek dźwięk. - Myślałem o tym, co by było gdyby. - Nie rozumiem. Uśmiechnął się. - Pewna kobieta z opieki społecznej lubiła powtarzać: „Gdyby z piasku były ryby, ciasteczka i grzyby, wszyscy mielibyśmy Gwiazdkę, Wielkanoc i Paschę. Dorośnij, Victorze”. Baba była wyjątkowo antypatyczna. Gloria objęła Santosa wpół. - Gdybym tam była, powiedziałabym jej coś do słuchu. - Daj spokój. W swoim czasie dopiekłem jej za nas oboje.