nie mogłabym zasnąć.

- Nie, wszystko już gotowe. Edward przyglądał się jej uważnie. - Masz podrażnioną skórę - zauważył. - Trochę. To moja wina. Powinnam była bardziej uważać. -I nie chodziło wyłącznie o słońce. Bella nie mogła zrozumieć swojego uczucia do Edwarda, wiedziała jednak, że nie jest pierwszą kobietą, która wpadła w podobną pułapkę. Najlepsze, co mogła zrobić, to wrócić do Anglii i zapomnieć, że się kiedykolwiek spotkali. Nawet gdyby chciał się z nią kochać, niczego by to nie zmieniło. Z pewnością jednym z najbardziej przykrych i niszczących przeżyć, jakich może doświadczyć kobieta, jest seks z człowiekiem, którego ona kocha, a który nie kocha jej. Chyba że potrafi sobie wmówić, że jest kochana. Wtedy zyska szczególne wspomnienie, które wciąż jednak będzie tylko kłamstwem. Chyba że nie przyzna się do tego sama przed sobą, szeptał jej wewnętrzny głos. Zaczerpnęła tchu. - Jak długo tu jeszcze zostaniemy? Spojrzał w bok, jakby coś przyciągnęło jego uwagę. - Trudno powiedzieć - odpowiedział lekko. Skłamał i to rozmyślnie. On, który chlubił się swoją uczciwością. Dlaczego chciał ją tu zatrzymać po tym, co się wydarzyło wcześniej? Bo wszystko to, co miało miejsce do tej pory, było skutkiem jego uczucia do niej. Poczuł się rozczarowany tym bardziej, że wcześniej rozmawiali tak szczerze, ale musiał przyznać, że Bella zdołała ukoić stare rany, jak nikt inny w jego życiu. Dlatego pozwolił sobie teraz na przyznanie, jak wiele dla niego znaczy, a także, że jego uczucia do niej bardzo mocno wykraczają poza zwykłe pożądanie. Kiedy wcześniej tego popołudnia przyniósł ją na sofę, głowę przepełniały mu słowa miłości, które chciał wyszeptać z twarzą wtuloną w jej nagą skórę. Myślał wtedy, że zdoła stworzyć więź, która połączy ich na zawsze. Jego mistrzowie i nauczyciele ostrzegali go w młodości, że wiele osób ugnie się pod ciężarem jego ideałów, że nie zdołają udźwignąć tak wielkiego ciężaru. Zjedli w milczeniu, przerywanym tylko wyważonymi pochwałami Belli dotyczącymi posiłku, a kiedy skończyli, Edward zaproponował spacer po ogrodzie. - Świetna myśl - zgodziła się Bella. – Ale nie chciałabym ci przeszkadzać w twoich normalnych zajęciach. Mogę pójść sama. Pod jego uważnym spojrzeniem ciarki przebiegły jej po skórze. - Jak chcesz - odparł zgodnie. - Masz jakiś balsam? - Nie mam-przyznała-ale nie jest tak źle, jak wygląda. - Możliwe, ale należałoby to posmarować. Chodź ze mną - zakomenderował. http://www.lekarzewarszawa.info.pl/media/ jasne. - Wybij szybę - szepnęła z wysiłkiem Zuzanna i kopnęła bosą nogą drzwi. - Musimy ją wybić! Matthew rozejrzał się za jakimś narzędziem, ale miał kłopoty z oddychaniem, płuca mu pękały, żar stawał się nie do zniesienia. Niczego już nie widział, nie był w stanie nic zrobić... Z ogrodu dobiegały głosy, pies szczekał jak oszalały, wreszcie o poręcz brzęknęła drabina. - Flic, nadchodzą! Musisz otworzyć albo wszystko się wyda! - Imogen ciągnęła ją za ręce. - Flic, już za późno! To jest złe! - Ale to ty wznieciłaś pożar. - Bo chciałam umrzeć. - Nie byłaś w domu sama, musiałaś zdawać sobie sprawę. - Flic

nagle. Shey przyglądała się, jak podchodzi do jakiejś pary siedzącej na trawie, wyjmuje portfel i coś podaje. W zamian otrzymał koc w szkocką kratę. - Proszę - rzekł, podchodząc do Shey. - Teraz możemy rozsiąść się wygodnie. Sprawdź dzieje się tak szybko, że już wymyka się spod kontroli... - Szybkość działania to najlepszy sposób, żeby właśnie utrzymać spra- 263 wy pod kontrolą - odrzekł Malloy. - Znacznie lepszy, niż zamiatanie śmieci pod dywan. - Zwłaszcza jeśli dziewczyna oskarża własnego ojczyma - dodała Riley. - Tym bardziej dlatego. - Zechce pani to wyjaśnić? - spytał Malloy. - Szczerze mówiąc... - Sylwia zerknęła na Flic i urwała. - Proszę dalej - zachęcał ją Malloy. Sylwia wahała się jeszcze chwilę, ale w końcu podjęła decyzję. - Muszę przyznać, że naprawdę trudno mi uwierzyć, aby Matthew... pan Gardner... zrobił coś tak okropnego.