leżały równo na jej biurku.

o tym nie słyszałem. Kochanek jej matki został zastrzelony. Nie złapano mordercy. To dlatego, że Johna trudno jest złapać, pomyślała. Znowu zaczęła drżeć, chociaż tym razem próbowała to ukryć. Wstała, starając się sprawiać wrażenie spokojnej, chociaż po zatroskanej minie Richarda widziała, że nie wychodzi jej to zbyt dobrze. Trzymała się w ryzach, powtarzając w myśli, że John nie ma nic wspólnego ze śmiercią senatora. Niby dlaczego miałoby być inaczej? Dookoła wciąż słyszy się o morderstwach. Tak to jest we współczesnym świecie. John zawsze to powtarzał. I mawiał jeszcze, że śmierć to kula, przed którą nie zdołało się umknąć. Richard odprowadził ją do drzwi. – Niestety nie mogę podać pani więcej szczegółów, ale może pani sprawdzić w czytelni w ,,Times Picayune’’. W czytelni? Tak, oczywiście. – Dziękuję panu, panie Ryan. Chyba tak zrobię. – Uśmiechnęła się do niego blado. – Będę czekała na wiadomość od pana. Jakoś udało jej się przejść z kancelarii do czytelni w Covington. Bibliotekarka pomogła Juliannie znaleźć mikrofilm z tymi egzemplarzami http://www.lekarzewarszawa.com.pl Taka była Julianna. Onanizował się coraz szybciej, aż wreszcie wydał głuchy jęk. Nasienie wytrysnęło wprost na biel prześcieradła. Zapiął rozporek i wyjął nóż sprężynowy. Otworzył go ze świstem i spojrzał na ostre niczym brzytwa ostrze. Nawet się nie skrzywił, tylko przejechał nim przez całą lewą dłoń. Skóra otworzyła się i czerwona linia podążała w ślad za stalą. Z satysfakcją wyciągnął rękę, patrząc na to, jak krew miesza się ze spermą. Życie i śmierć. Początek i koniec. Teraz i zawsze. O tak, Julianna na pewno to zrozumie. ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY SZÓSTY – Masz coś dla mnie? Tom Morris nie musiał się bawić z Kondorem w żadne grzecznościowe

– I tak wziąłem dżem. – Ale rozpusta. – Zjadła parę łyżeczek mesli i popiła je kawą. – Zapomniałam ci powiedzieć, że dzwoniła Ellen. Wróciłeś tak późno z zebrania. Richard spojrzał na nią znad gazety, nie bardzo wiedząc, o kogo chodzi. – Ellen? – powtórzył. Sprawdź – Tak, nieźle, Frank. – Zasłonił słuchawkę i szepnął: ,,detektyw’’. – Cieszę się, że ci się podobała. – Chwila przerwy. – Posłuchaj, mam dla ciebie małe zadanie. Trzy nazwiska: John Powers, Wendell White i David Snow. Podejrzewam, że to jedna i ta sama osoba, czyli John Powers. Chciałbym, żebyś wygrzebał wszystko, co tylko możliwe na jego temat. Adresy, rachunki telefoniczne, rozliczenia bankowe, podróże. Nawet najmniejszy drobiazg z ostatnich trzech lat. – Luke słuchał przez chwilę, a następnie skinął głową. – Tak, dwie rzeczy. – Wyjął z kieszeni kopertę oraz odcinek biletu i opisał je rozmówcy, podając adres biura podróży i dwa adresy Johna. – Niestety, to wszystko, co mam. – Luke uśmiechnął się do Kate i uniósł kciuk w górę. – Nie, muszę wyjechać na jakiś czas. Zaliczkę prześlę ci pocztą. –