Santos odczekał, aż dziewczyna zniknie mu z oczu, i dopiero wysiadł. Na placyku przed rzęsiście oświetloną katedrą, przy taśmach policyjnych cisnął się tłum gapiów: ludzie, którzy pracowali w Dzielnicy, mieszkańcy pobliskich kwartałów i - tych była większość - zapóźnieni balowicze, często mocno nietrzeźwi. Dostępu na miejsce zbrodni pilnowało kilkunastu mundurowych.

- Widzę, że dobrze się bawiłaś - powiedziała z uśmiechem i jednocześnie z lekkim ukłuciem zazdrości. Ona nie miała ochoty tańczyć, odkąd Lucien ostatni raz ją pocałował. - Siedzieliśmy w łódce na środku jeziorka i karmiliśmy chlebem kaczki. Kiedy wracaliśmy do brzegu, płynęło za nami z pięćdziesiąt i kwakało. Robert stwierdził, że wyglądają jak flota admirała Nelsona. - Och, już „Robert”? - odezwała się Fiona, sięgając po ciasteczko. - Pozwolił ci tak się do siebie zwracać? - Nalegał. A ja poprosiłam, żeby mówił mi Rose. - Zachichotała, zasłaniając usta ręką. - Odparł, że chętnie nazywałby mnie Promykiem Słońca, ale Rose też może być. - To cudownie, kochanie. Wiem od panny Gallant, że Lucien cię rano wyprawiał. - Tak. Był całkiem miły, mamo. Fiona otrzepała okruszki z wydatnego biustu. - Miły? - Powiedział, że patrząc na mnie, sam ma ochotę wybrać się na piknik. Pani Delacroix się rozpromieniła. - Wiedziałam, że bliskość rodziny dobrze mu zrobi. Nie sądzi pani, panno Gallant? Alexandra otrząsnęła się z marzeń na jawie, w których główną rolę grał Lucien. Czyżby tamto wydarzyło się zaledwie wczoraj? - Tak. Muszę przyznać, że dostrzegam w nim zdecydowaną zmianę. - Może go pani poszuka, panno Gallant, i poprosi, żeby się do nas przyłączył? http://www.korekcja-wzroku.net.pl/media/ - Słucham. Wiem, że gdyby Diana żyła, dziś bylibyśmy rozwiedzeni. Nie chcę po raz drugi popełnić tego samego błędu - przyznał. - Masz dosyć małżeństwa i życia w ogóle? Bryce tylko się roześmiał. - Dobrze, że Chris tego nie słyszy - powiedziała. - Och, nie przejmuj się. Nic nie jest w stanie zmienić oddania twego męża wobec ciebie. - Bruce pocałował siostrę w czoło. - Tęsknimy za tobą - zapewniła, ściskając go za ramię. - Co rozwieje tę czarną chmurę, która zasnuła twoją duszę? Bryce nie odpowiedział, tylko powędrował spojrzeniem ku Klarze. Po ułożeniu Karoliny do popołudniowej drzemki Klara zamierzała sięgnąć po satelitarny telefon, by skontaktować się z szefem. Właściwie nie bardzo miała ochotę dowiadywać się, czy Mark Faraday został schwytany, co świadczyło o tym, iż w domu Bryce'a czuła się wyjątkowo dobrze. Na razie obserwowała, jak dziecko baraszkuje na dywanie i czuła się przyjemnie zmęczona. To był zupełnie inny rodzaj zmęczenia niż dawniej. Wiązał się z aktywnością wynikającą z nowej przyjaźni z Hope, Portią i Katey, które niedawno poznała. Każda z nich przed założeniem rodziny pracowała zawodowo, lecz po urodzeniu dzieci zmieniły styl życia, co nie oznaczało, że przestały być czynne. Bryce miał rację, wspominając o wścibstwie własnej siostry. W rozmowach z nią Klara wielokrotnie musiała zmieniać temat, by nie udzielać zbyt wielu informacji na swój temat i nie zdradzić się, że już kiedyś spotkała ojca małej Karoliny i miała z nim romans. Ostatnio prawie wcale nie widywała Bryce'a. Od czasu przygody w basenie wiele pracował, wracał późno i ledwie miał czas, by spojrzeć na własne dziecko. Jeśli zostawali na moment sami, rozmawiali tylko o małej, potem całował córeczkę na dobranoc i rezygnując z kolacji, szedł do swego gabinetu. Wyraźnie źle sypiał, często bowiem słyszała, jak chodzi nocą po domu. Takie unikanie wzajemnych kontaktów ujemnie odbijało się na Karolinie, która tęskniła za ojcem i długo go nie widząc po prostu płakała. Klara czuła wyrzuty sumienia, iż jej konflikt z Bryce'em utrudnia mu spotkania z małą.

Nic nie widziała, ale hrabia pewnie poruszał się w mroku. Pchnął ją delikatnie na miękką sofę i zapalił lampę. Potem usiadł tak blisko, że ich uda się stykały. - A potrzebuje pani ochrony, bo?... - Bo tylko ich poparcie, świadome lub nie, wstrzymuje falę plotek. Lucien powoli wyciągnął rękę i zdjął klamrę z jej włosów. Zadrżała, gdy wsunął w nie dłonie. Sprawdź — Tak, istotnie, wynagrodzenie jest dobre, zbyt dobre. To właśnie mnie niepokoi. Czemu oni dają pani 120 funtów rocznie, gdy mogą zrobić dobry wybór za 40 funtów. Na to muszą być poważne przyczyny. — Sądziłam, że jeśli opowiem panu wszystkie okoliczności, będzie pan już zorientowany w tej sprawie, gdybym później potrzebowała pańskiej pomocy. Czułabym się znacznie pewniejsza, gdybym wiedziała, że mogę mieć w panu oparcie. — Och, może pani jechać z tym przekonaniem. Zapewniam panią, że od kilku miesięcy nie miałem problemu, który by się zapowiadał równie interesująco. Niektóre momenty mają najwyraźniej cechy dotychczas nieznane. Gdyby pani miała jakieś wątpliwości albo znalazła się w niebezpieczeństwie… — Niebezpieczeństwo? Jakie pan przewiduje niebezpieczeństwo? Holmes z powagą potrząsnął głową. — Niebezpieczeństwo przestałoby istnieć, gdyby je można było określić — powiedział. — Wysłany przez panią telegram sprowadzi mnie o każdej porze, w dzień lub w nocy, na ratunek. — To mi wystarczy! — panna Hunter zerwała się z krzesła, a niepokój znikł całkowicie z jej twarzy. — Pojadę teraz do Hampshire zupełnie spokojną. Natychmiast odpiszę panu Rucastle, dziś jeszcze poświęcę moje biedne włosy, a jutro wyruszę do Winchester. Podziękowała Holmesowi w kilku słowach i życząc nam dobrej nocy, wyszła spiesznie. . — Ta przynajmniej — powiedziałem, słysząc odgłos jej szybkich, stanowczych kroków na schodach — wygląda na młodą osobę, która potrafi świetnie się sama o siebie zatroszczyć. — Będzie do tego zmuszona — rzekł Holmes poważnie. — I grubo bym się pomylił, gdybyśmy przed upływem kilkunastu dni nie otrzymali od niej wiadomości. Niewiele czasu upłynęło, a sprawdziła się przepowiednia mego przyjaciela. Minęły dwa tygodnie, w którym to czasie moje myśli często zwracały się ku pannie Hunter i nieraz się zastanawiałem, na jakie manowce ludzkich przeżyć ta samotna kobieta zawędrowała. Niezwykle wysokie wynagrodzenie, dziwne warunki, łatwe obowiązki, wszystko to wskazywało na sytuację anormalną; ale określić, czy były to istotnie dziwactwa, czy jakieś knowania, czy ów człowiek był filantropem, czy łajdakiem — nie leżało w mojej mocy. Co zaś do Holmesa zauważyłem, iż często przesiadywał po pół godziny i dłużej ze ściągniętymi brwiami i nieobecnym wyrazem twarzy, ale każdą moją wzmiankę o tej sprawie likwidował machnięciem ręki. — „Dane, dane, dane! — wołał niecierpliwie. — Nie mogę lepić cegieł nie mając gliny!” Mimo to zawsze kończył rozmowę mrucząc, że żadna z jego sióstr nie przyjęłaby nigdy podobnej posady. Telegram, który w końcu otrzymaliśmy, przyniesiono późno pewnego wieczoru, gdy zamierzałem już położyć się spać, a Holmes zabierał się właśnie do jednej ze swych całonocnych prac badawczych, którym się często oddawał. Pozostawiałem go wówczas wieczorem pochylonego nad retortą czy probówką, a gdy schodziłem rano na śniadanie, znajdowałem go wciąż w tej samej pozycji. Holmes otworzył żółtą kopertę i zerknąwszy na depeszę, rzucił mi ją. — Sprawdź pociągi w rozkładzie jazdy — powiedział i wrócił do swych chemicznych badań. Wezwanie było krótkie i naglące: