- Obawiam się, że tak.

Krystian westchnął ciężko, rozglądając się po klubie. Siorbnął swojego drinka zasmucony. Nie było żadnego kandydata na księcia! Żadnego! Owszem, znaleźli się przystojni mężczyźni, ale… Ale nie nadawali się na zostanie księciem. Nie byli idealni. To nos był za długi, to włosy przetłuszczone, to wzrost nie ten… I jak tu znaleźć księcia? - Beznadzieja – jęknął Krystian, bawiąc się słomką. Karol spojrzał na niego kątem oka. Chłopak był ładny, naprawdę. Nawet ślad po trądziku na policzkach nie odbierał mu uroku. - Nie załamuj się, kiedyś go znajdziesz – pocieszył przyjaciela, pijąc powoli swój alkohol. - Ale ja chcę księcia teraz – wyjęczał. Karol westchnął. Dlaczego Krystian go nie zauważał? Odkąd pamiętał podkochiwał się w koledze, ale ten nie zwracał na niego uwagi. A kiedy zdobył się na odwagę, aby mu o tym powiedzieć, Krystian stwierdził, że nic do niego nie czuje, ale dalej mogą być przyjaciółmi. Westchnął ciężko. Wiedział, że nie jest zbyt atrakcyjny, no i że nie pasuje do kogoś takiego jak Krystian, ale mimo to łudził się. No, ale teraz wszystko jasne. Krystian go nie chce, bo ubzdurał sobie, że chce księcia z bajki, którym Karol niestety nigdy nie będzie. - Będziesz musiał na niego chyba poczekać – westchnął nastolatek, bawiąc się http://www.kisleonardo.pl/media/ że kiedyś bardzo go pokocha, a co on w tej chwili robi? Całuje się z jakimś facetem! Wyszedł z Przystani, spoglądając jeszcze na wyświetlacz telefonu. Zbliżała się dwudziesta trzecia… Dopiero. Westchnął ciężko, przeczesując swoje włosy i psując w ten sposób półgodzinną pracę nad nimi. Tak bardzo chciał dzisiaj dobrze wyglądać. No i wyglądał, ale nie zauważył tego Książę, tylko ten Sebastian! Wsunął dłonie w kieszenie kurtki, garbiąc się i powłócząc nogami. Nie chciał wracać do domu, ale nie chciał też zostawać w klubie. Czuł się winny… - Hej, pedałku! – usłyszał znajomy głos dobiegający gdzieś z boku. Przeszły go nieprzyjemne dreszcze, gdy zdał sobie sprawę, skąd ten głos zna. Obejrzał się niepewnie na grupkę facetów, którzy stali obok niego tuż na wyciągnięcie ręki. Błysnął zębami do swojego odbicia w sklepowej wystawie. Tak jak zawsze

Grę rozpoczynał gracz, który siedział po lewej od rozdającego, a toczyła się ona zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Każdy zagrywał jedną kartą. Inni musieli dorzucić kartę tego samego koloru. Gdy każdy z czterech graczy rzucił już swoją, nazywało się to lewą - cała gra liczyła zatem trzynaście lew. Lewę zgarniał ten, kto zagrał kartą o najwyższej wartości lub atu, a zwycięska para zyskiwała wówczas jeden punkt. Ponieważ chodziło o turniej, kolory zawsze wyznaczano zawczasu, wedle tradycyjnych reguł. Przy pierwszym Sprawdź od sąsiadów i gapiów. Kilku konstablów broniło dostępu do willi. Jakieś pół tuzina powozów utknęło już, chcąc nie chcąc, w tym tłoku. - O Boże! - jęknął pobladły Drax. Szyby były wybite, frontowe drzwi stały otworem, na każdym piętrze świeciło się w oknach. Z jednego z nich buchał czarny dym, jakby się w środku paliło. Alec, zdrętwiały z przerażenia, zatrzymał powóz i wyskoczył z niego. Nogi się pod nim ugięły. To, co usłyszał, przedzierając się przez ciżbę, sprawiło, że krew zastygła mu w żyłach. - .. .dwóch zabitych wewnątrz domu... Sąsiedzi zamilkli na jego widok. - Tam nie wolno wchodzić! - konstabl zastąpił mu drogę. Alec odepchnął go z całej siły. - To mój dom! Co się tu stało?! - Draxinger! - rozległ się nagle kobiecy głos. - Parthenio! - jęknął Drax, gdy książęca córka podbiegła do niego. - Co ty tutaj robisz?