postanowiła nie zwierzac sie lekarzowi z tego, ¿e wyczuła

Ale to już dawno skończone, mówiła sobie Shelby. Teraz to ona i tylko ona jest kobietą Nevady. Ponagliła klacz, która zareagowała, napinając mięśnie, i gnała coraz szybciej, dudniąc kopytami po resztkach siana i zielsku. Koń swobodnie pędził przez pola, minął szkielet starej chatki, a potem wzgórze. Shelby przywarła do grzbietu. Czuła, jak mięśnie klaczy poruszają się pod jej gołymi nogami, a szorstka grzywa wplątuje się między palce. W oddali nad wzgórzami przetoczył się grzmot. Pokonały ostatnie wzniesienie. Potem, kiedy Shelby zacisnęła palce na cuglach, zdenerwowana klacz zaczęła zwalniać, aż wreszcie, potrząsając łbem, szła stępa szlakiem, który opadał w kierunku odnogi rzeki, na najdalej wysuniętym na północ skraju rancza. Na rudym grzbiecie lśnił pot. Słychać było łopot skrzydeł nietoperzy. W powietrzu mieszał się zapach kurzu i dzikich kwiatów. Odnogę rzeki porastały dęby; ich ciemne sylwetki wydawały się przytłaczające i złowrogie. Shelby zmrużyła oczy i wśród ciemności rozglądała się za Nevada. Cały czas trzymała kciuki i po cichu modliła się, żeby tu był. - Proszę - szeptała do wtóru oddechom klaczy i stukotu jej podków. A potem zobaczyła czerwony czubek zapalonego papierosa, latarnię wśród pogrążonych w cieniu drzew. - Udało ci się. - Głos Nevady przenikał wprost do jej serca. - Oczywiście, że tak. - Przerzuciła nogę nad grzbietem konia i zeskoczyła na ziemię. - Mówiłam, że przyjadę. Ostatni raz zaciągnął się papierosem, upuścił go i rozgniótł obcasem. - To nie jest dobry pomysł. - Tak mówiłeś. - Przywiązała klacz do młodego drzewa i powoli podeszła do Nevady. Pomimo ciemności rozpoznawała jego ostre rysy i wyniosłą postawę. W znoszonych dżinsach i T-shircie wydawał się znacznie http://www.in-vitro.com.pl ucieszyło i po raz kolejny powiedziała sobie, że należy do najgorszego gatunku idiotek - inteligentnych kobiet, które świadomie zakochują się w nieodpowiednich dla siebie mężczyznach. - Szukałem cię - powiedział, stając przy niej. Bruzdy wokół jego ust wydawały się głębsze niż zwykle, a dolną część twarzy pokrywał ciemny zarost. Widziała, jak pulsuje mięsień w okolicach jego skroni. Nevada wyglądał, jakby chętnie gołymi rękami zadusił niedźwiedzia grizzly. - Na piechotę? - Zostawiłem wóz kawałek drogi stąd - odparł, pokazując podbródkiem na pomoc; przed laty zaparkował swoje auto w tej samej okolicy. - Pomyślałeś, że będę tutaj? - Nie. Sądziłem, że będziesz w domu sędziego albo że jeździsz po miasteczku i sprawdzasz tropy prowadzące do twojej córki, albo że wypuściłaś się na wycieczkę za miasto, ale w końcu pogubiłem się w domysłach, więc zaryzykowałem i przyjechałem tutaj. - Boczną drogą.

w powa¿nym niebezpieczenstwie. Czuł to. - Słuchaj, Walt, wiem, ¿e to mo¿e byc problem, ale czy nie mógłbys przyjechac tu na pare dni i połazic troche? Wynajmuje pokój w hotelu, mógłbym ci go odstapic. Przeprowadzam sie do domu. - Musze skonczyc tu jeszcze kilka rzeczy, ale mógłbym Sprawdź - Nawet o tym nie mysl - mrukneła do siebie. Musi oprzec sie tym niebieskim oczom. Jest me¿atka. Ma dzieci. A przecie¿... o Bo¿e, a przecie¿ jest bliska zakochania sie w tym człowieku. - Nawet go nie znasz - powiedziała głosno, patrzac na swoje odbicie w lustrze i skrecajac sie w srodku, bo choc ciagle nie rozpoznawała własnej twarzy, dostrzegła w swoich oczach po¿adanie. - Och, ty idiotko. - Zabebniła palcami po drzwiach szafki i spojrzała na kasetke z bi¿uteria. Te, w której 264 nie było pierscionka. Tyle rzeczy w jej ¿yciu zdaje sie do siebie nie pasowac. Zniechecona zdjeła z siebie płaszcz i rzuciła go na łó¿ko. Zda¿yła jeszcze rozpiac zamek bluzy, kiedy rozległo sie