A wiec ktos przypilnował, by zamknac pózniej drzwi.

Spokojnie, na litosc boska. Miała ochote wypluc sline, która zebrała jej sie w ustach. Nie denerwuj sie. Wszystko bedzie w porzadku. Mdłosci narastały. Po prostu oddychaj spokojnie, pomysl o czyms przyjemnym, odpre¿ sie i... och, nie! Zaraz zwymiotuje! Przera¿ona, siegneła do lampy. Trafiła na włacznik, ale ramieniem potraciła podstawe. Błysneło swiatło. Lampa przewróciła sie, uderzajac o dzbanek, z którego wylała sie woda. ¯arówka rozprysła sie w milion kawałków. W pokoju znowu zapanowała ciemnosc. Nie! Zawartosc ¿oładka podeszła jej do gardła. Marla jedna reka chwyciła przecinak do drutu, druga siegneła do guzika interkomu. 220 - Nick! Carmen! - krzykneła, wiedzac, ¿e ju¿ nie powstrzyma wymiotów. - Pomocy! O Bo¿e, nic nie mo¿e na to poradzic. http://www.hale-magazynowe.info.pl - Nie wiedziałem. 150 - Daj spokój, Nick. Na pewno pamietasz, ¿e trzymałysmy sie razem, kiedy... kiedy jeszcze była z toba. - Naprawde sobie nie przypominam. - Ale to prawda. Zaliczałam ja zawsze do moich najlepszych przyjaciółek. - Cherise bawiła sie nerwowo zapieciem swojej małej torebeczki, drobne palce o pomalowanych fioletowo paznokciach zapinały i otwierały złoty zameczek. Klik, klik, klik. - A teraz Alex nie pozwala mi sie z nia zobaczyc. Nie wiem, czy chodzi tylko o mnie, czy o wszystkich jej przyjaciół, ale to niesprawiedliwe. - Alex jest przeciwny wszelkim odwiedzinom. Nie sadze,

równiutko przykryte narzuta, jakby spodziewał sie wojskowej inspekcji. Powoli wypusciła powietrze z płuc i wróciła do gabinetu. Nerwowo, dr¿acymi palcami przerzuciła kartki jego notesu. Pamietała sporo nazwisk, bo w ciagu kilku ubiegłych tygodni poznała kilkoro ludzi, a o innych słyszała. W sumie rozpoznała Sprawdź nieopodal pontiaca. - Widziałem ju¿ takiego jeepa. Tego wieczora, kiedy Cherise przyszła do mnie do hotelu. Ktos przyjechał po nia takim samochodem. - Nick nie spuszczał wzroku z ulicy, jakby chciał siła woli zmusic uciekiniera do powrotu. - W okolicy sa pewnie dziesiatki czarnych jeepów - powiedziała Marla. Osłaniajac dłonia oczy, patrzyła w strone zachodzacego słonca. -Nie byłoby te¿ nic dziwnego w tym, gdyby ta sama osoba, która przyjechała wtedy po Cherise, pojawiła sie dzis w kosciele. Mo¿e ten samochód nale¿y do jej me¿a albo do jednego z jej przyjaciół, albo do kongregacji. - Mo¿liwe. Ale czy to tylko zbieg okolicznosci, ¿e ten, kto przyjechał tym samochodem, zwiał, skoro tylko sie tu