- Noce stają się coraz chłodniejsze - zauważył. - Nim się

Niech to diabli, przecieŜ mogła mieć swego chłopaka, i to niejednego. Skąd ta pewność, Ŝe nie ma nikogo? Jest piękną kobietą, wszyscy męŜczyźni oglądają się za nią bez względu na to, gdzie się znajduje, toteŜ nie moŜna wykluczyć, Ŝe któregoś dostrzegła. Z jakichś powodów zrobiło mu się przykro. Chyba na myśl, Ŝe istnieje ten ktoś. Choć nie miał Ŝadnego prawa, by tę przykrość odczuwać. Westchnął głęboko. Zamiast rozmyślać o Alli i o tym, czy jest, czy nie jest z kimś związana, powinien skoncentrować się na rychłym spotkaniu z Nitą Windcroft. Wiedział jednak, Ŝe to niemoŜliwe. Bo musi najpierw porozmawiać z Alli. Przejechali około czterech mil, zanim padło między nimi jakieś słowo. - JuŜ niedaleko - powiedział Mark spoglądając na nią. - Tak, wiem. Alli teŜ popatrzyła na niego, właściwie na kapelusz, który zasłaniał mu prawie całą twarz. - Powiedziałeś, Ŝe musimy porozmawiać. Pomyślała, Ŝe jeśli ma się starać o inną pracę, to im szybciej się o tym dowie, tym lepiej. - Tak, zgadza się. - Znowu na nią spojrzał. - O tej nocy. Chyba źle zrozumiałaś powód moich przeprosin. Spojrzała nań, unosząc brwi ze zdziwieniem. - CzyŜby? http://www.guzmet.com.pl/media/ - Miło znów pana widzieć, milordzie. Jeśli potrzebuje pan odrobiny spokoju, zapraszam do saloniku na zapleczu. Co mogę panu podać? - Dziękuję. Chcę tylko napić się piwa i zjeść trochę chleba z serem. - Oczywiście, milordzie. Proszę tędy. W saloniku panował spokój i przyjemny chłód. Lysander z przyjemnością usiadł na starej kanapie. - Jak interesy, Barlow? - Zatrzymuje się u nas niewiele osób. - Gospodarz westchnął. - Naturalnie przez to, że gospoda jest na uboczu. W zeszłym tygodniu gościł u nas niejaki pan Jameson. Z tego, co zrozumiałem, zamierzał złożyć wizytę pani Stoneham. Zadawał mi wiele pytań. - Nie było osoby, o której Barlow by czegoś nie wiedział. - Ostatnio jakiś młody dżentelmen zarezerwował tu pokój na jutrzejszą noc dla guwernantki swojej siostry - ciągnął, puszczając do markiza oko. - Nazywa się Richmond. Zastanawiałem się, czy to nie pana gość, milordzie. - Richmond? Nie znam. - Lysander zastanowił się chwilę, po czym pokręcił głową. - Może zatrzymał się u Maddoxów? - To prawdopodobne - przytaknął Barlow. - A ten człowiek, Jameson, czego chciał? - zapytał Lysander od niechcenia. - Jak wiesz, panna Stoneham jest teraz guwernantką lady Arabelli. Mam nadzieję, że nie przywiózł jej kuzynce złych wieści. - To brzmiało jak opowieść z bajki - zaśmiał się oberżysta na wspomnienie mężczyzny. - Zdaje się, że zaginęła jakaś dziedziczka, i Jameson sądził, że to może być panna Stoneham! Nieprawdopodobne, prawda, milordzie? Bo niby czemu taka bogata panna miałaby zostać guwernantką? Ma się rozumieć, nie mam nic złego na myśli. - Tak, to mało prawdopodobne - zgodził się markiz. Nieco później, wyglądając przez okno gospody, Lysander starał się dopasować do siebie kawałki łamigłówki. Jednym z nich był niejaki pan Richmond, który zarezerwował pokój dla guwernantki siostry. W przeszłości, gdy wypuszczali się z Markiem na miasto, nieraz używali fałszywych nazwisk. Żaden nie chciał być ścigany przez roznamiętnione panny. Poza tym było rzeczą ogólnie przyjętą, że młodzi mężczyźni, zatrzymani przez straż, gdy zabawa stawała się zbyt wesoła, następnego dnia podawali sędziemu obce nazwiska, płacili grzywnę i wychodzili na wolność. Lysander przedstawiał się wtedy jako pan Abbott.

Wtedy przypomniała sobie. Czyż markiz nie wspominał o jej wyjeździe? Przyłożyła dłoń do obolałej skroni i sta-rała się skoncentrować. Jeśli nawet, to czy dumna panna się nie sprzeciwi? Wróciła myślami do wczorajszego wieczoru, a szczególnie jego nieoczekiwanego finału. Chłodne poranne światło nie dodawało jej otuchy. Czy powinna była pozwolić na ten pocałunek? Gorzej, od¬powiedzieć na niego! Jak będzie mogła teraz spojrzeć mu w oczy? Trudno oczekiwać, że jego lordowska mość puści wszystko w niepamięć! Clemency usiadła na wąskim łóżku i przyłożywszy dłonie do rozpalonych policzków, starała się zebrać myśli. Wie¬działa, że Arabella jest bezpieczna, zajrzała bowiem do niej jeszcze wczoraj po powrocie. Jej ubranie leżało porozrzucane po całej podłodze, a ona spała głęboko. Z pewnością nie wspomni domownikom o nocnej eskapadzie. Clemency obawiała się tylko, czy Molly, gdy zacznie zbierać rano jej ubranie, niczego się nie domyśli. A co z markizem? Jak wytłumaczy widoczne ślady po walce? Upadkiem ze schodów? A jego wczorajsze za-chowanie? Czy możliwe, żeby ją kochał? A jeśli to jedynie następstwo doznanych urazów i alkoholu? Wyrażał się z najwyższym potępieniem o nagabywaniu jej przez pana Baverstocka, możliwe więc, że uzna też swoje poczynania za karygodne. Clemency spostrzegła, że nie ma innego wyjścia - cokolwiek markiz uczyni, ona musi sprawiać wrażenie, iż zapomniała o całej historii. Żeby się to udało, potrzebne jest jedynie opanowanie i spokojna, pełna przyjacielskiej nieświadomości postawa. Najmniejsza oznaka poruszenia z jej strony może tylko oboje wprawić w zakłopotanie i wzbudzić podejrzenia u pozostałych. Przyznała z niechęcią, że musi sprostać temu zadaniu. Całe szczęście, że to niedziela i zobaczy się po mszy z kuzynką Anne. Może nadszedł już czas, by skontaktować się z panem Jamesonem i podjąć próbę pojednania z matką? Jedno nie podlegało dyskusji - rozpoczęcie negocjacji w żadnym razie nie będzie jednoznaczne z jej powrotem do domu. Oriana obudziła się nieco później niż Clemency, ale za to w nadzwyczaj radosnym nastroju. Pozbyła się wreszcie niewygodnej pannicy i chociaż musiała pozostać jeszcze jakiś czas w tym okropnym, rozpadającym się domu, cieszyła ją myśl, że otrzyma na zimę upragnioną klacz. A dzisiaj, cóż, będzie napawać się widokiem zgorszonych twarzy towarzystwa na wiadomość o ucieczce panny Stoneham. Szczególnie głośne okaże się zapewne święte oburzenie panny Fabian. Sprawdź całego dnia w domu napawała ją strachem. Ale idąc w stronę swojej prywatnej łazienki po miękkim, różowym dywanie, odczuła satysfakcję. Mam szczęście, tu jest tak pięknie, pomyślała, przyglądając się gustownym, białym meblom. W domu, w którym mieszkała z Gemmą i Jamiem, wciąż brakowało pieniędzy na wykończenie niektórych pomieszczeń. Nigdy nie pozwoliłaby sobie na spacer boso do łazienki w obawie przed porozrzucanymi wszędzie zabawkami synka. Wykąpawszy się, ubrała się w dżinsy i zieloną koszulkę, a następnie przeszła przez długi korytarz, by sprawdzić, czy jej podopieczni już wstali. Właśnie miała wejść do pokoju Mikeya, gdy usłyszała jego przeciągły płacz.